Madonna – Ray of Light (1998)

Madonna | Ray of Light | 22 II 1998 | ★★★★★

Pierwsza moja styczność z albumem Ray of Light nastąpiła kiedy miałem niespełna 10 lat. Do dziś posiadam kasetę magnetofonową kupioną w małym kiosku na dworcu autobusowym w moich rodzinnych okolicach. Frozen było puszczane w stacjach radiowych non stop, o Madonnie mówiono we wszystkich ówczesnych programach muzycznych i pisano w każdej gazecie. Żadna powstała później produkcja jej autorstwa nie była zachwalana na taką skalę, jak wówczas Ray of Light. Po prawie dwóch dekadach, które upłynęły od tamtego czasu dociera do mnie siła rażenia z jakim na rynek muzyczny powróciła wtedy Madonna. Do premiery takiego kalibru zbliżyła się później tylko dwa razy: wydając Music i Confessions on a Dance Floor. Nie było to jednak już tak mocne uderzenie jak w momencie wydania Ray of Light. Wydanie tej płyty było punktem zwrotnym w karierze Królowej Popu, która została wyniesiona na zupełnie nowy, wyższy, nieznany masowej publiczności level. Był to także krok, który otworzył przed masową muzyką schyłku lat 90. zupełnie nowe horyzonty.

Pierwszym sygnałem, w jakim kierunku muzycznie podąży Madonna na swojej siódmej studyjnej płycie było nagranie Bedtime Story. Mimo, że wydana w 1994 roku płyta Bedtime Stories inspirowana była głównie czarnymi brzmieniami, to znalazło się na niej miejsce dla kompozycji elektronicznej, mocno czerpiącej z gatunków techno, trance i ambientu. W tamtym czasie elektronika była jednak jeszcze w muzycznym undergroundzie. Myślę, że Madonna już wtedy przeczuwała, że prędzej czy później podąży w tym kierunku. Po nakręceniu i nagraniu Evity oraz narodzinach córki nadszedł odpowiedni czas na eksplorację coraz bardziej przenikających do mainstreamu transowych brzmień.

Madonna początkowo pracowała nad nowymi utworami z Rickiem Nowelsem i wieloletnim współpracownikiem Patrickiem Leonardem. Nagrania powstałe w trakcie sesji z nimi nie były jednak do końca tym, czego artystka oczekiwała po swoim nowym albumie. Część z nich pojawiła się na Ray of Light ale ostateczny brzmieniowy szlif nadał im zupełnie nowy producent – William Orbit. Na prośbę partnera Madonny z wytwórni Maverick, Guy’a Oseary’ego w maju 1997 roku Orbit przesłał Madonnie kasetę zawierającą trzynaście wersji demo swoich piosenek. Pięć dni później Madonna zadzwoniła z propozycją spotkania.

Początkowo współpraca w studiu nie układała się najlepiej – zdyscyplinowanej Madonnie ciężko było przyzwyczaić się do luzackiego stylu pracy ekscentrycznego Anglika. Madonna wiedziała jednak, że William Orbit jest osobą kluczową, bez której jej nowa płyta nie będzie doskonała. William zrobił z moich piosenek śmiały miks transu, ognistego trip – hopu, rytmów drum’n’bass, mnóstwa popu i licznych pięknych aranżacji orkiestrowych. Właśnie dlatego piosenki z Ray of Light brzmią zarazem nowocześnie i staroświecko. Można przy nich tańczyć, ale również oddać się marzeniom – wyjaśniała Madonna w rozmowie z magazynem NY Rock.

1998 rok był czasem w którym Madonna nie bała się ryzyka i była pewna swojej muzyki. Miała konkretną wizję tego co chce osiągnąć, była zdeterminowana w działaniu i nie słuchała wszystkich, którzy „wiedzieli lepiej”. Pierwszy singiel zwiastujący nową erę w jej karierze okazał się być wyjątkowo mroczny, postawiony na połamanym rytmie pełnym rozmaitych przejść i przerw, smyków i przeszywających partii bębnów. Frozen nie był radiowym pewniakiem. Wiele osób z branży muzycznej nie wróżyło mu sukcesu. Było to jednak w tamtym momencie nagranie wyjątkowo świeżo i nowocześnie brzmiące, inne. W jednym z późniejszych wywiadów dla magazynu Q William Orbit przyznał, że Madonna bardzo pragnęła zmian, a on pojawił się w odpowiednim momencie. Wydając Frozen objawiła się światu z kompletnie nieznanej strony. Radykalna zmiana stylu i wizerunku przyniosła Madonnie nie tylko komercyjny sukces, ale i upragnioną artystyczną renomę, której do tej pory nigdy nie miała. 

Bazującym na wydanym w 1971 roku utworze Sepheryn Curtisa Maldoona singlowym Ray of Light Madonna po prawie sześciu latach przerwy powróciła na parkiet taneczny. Gwiazda dała w tym utworze upust całej swojej euforii, szalejąc wokalem jak nigdy dotąd. Lekcje śpiewu, które pobierała w trackie przygotowań do Evity nie poszły na marne. Jednym z najlepszych utworów na płycie jest niesinglowy, szalenie elektroniczny, pulsujący Skin wzbogacony orientalnymi fragmentami granymi na flecie. Skin perfekcyjnie definiuje styl muzyczny Madonny z tamtego okresu. Gorączkowy, transowy, hipnotyczny killer. Shanti/Ahstangi zaśpiewane przez Madonnę w sanskrycie mieni się stylem techno, a popowy Nothing Really Matters  został mocno zainspirowany ambientem. Wszystkimi tymi nagraniami Madonna udowodniła sceptycznej branży muzycznej, że zbliżając się do czterdziestki nie ma w sobie równych na rynku muzyki tanecznej.

Mimo wielu efektów uzyskanych komputerowo na płycie przewija się cały komplet żywych instrumentów. Ekspresyjnych przejść na bębnach oprócz Frozen użyto również w Sky Fits Heaven oraz w drum’n’bassowym Drowned World/Substitute For Love. Smyki z kolei można usłyszeć także w The Power of Good-Bye. Gitara elektryczna dodała sporą dawkę mocy rozpoczynającej się grunge’owym intro kompozycji Candy Perfume Girl. W utworze pojawia się również gitara akustyczna, podobnie jak w Swim. W kompozycjach słychać także perkusję i mnóstwo analogowych klawiszy. To dzięki nim udało się kapitalnie połączyć klasyczny, popowy styl Madonny z nowoczesnym, elektronicznym sznytem nadanym całości przez Orbita. Płytę zamyka surrealistyczny Mer Girl, będąc jednocześnie jednym z najbardziej wyróżniających się utworów w całym zestawie, ze względu na niezwykły, momentami wręcz psychodeliczny klimat i minimalistyczne instrumentarium.

Płyta jest idealnym odzwierciedleniem przysłowia, że diabeł tkwi w szczegółach. Mimo, że album brzmi bardzo spójnie, to każda piosenka jest inna i wyróżnia się innymi detalami. Z tego powodu, co wielokrotnie w wywiadach przyznawała Madonna i William Orbit, praca nad płytą trwała blisko pół roku. Opłaciło się. Świadczą o tym m.in. 4 nagrody Grammy w tym za najlepszy album pop. Sztuką jest nagrać płytę, która dwie dekady po premierze wciąż brzmi świeżo i nowocześnie. Ray of Light jest przykładem na to, że można.


18 uwag do wpisu “Madonna – Ray of Light (1998)

    1. Miałam 20 lat kiedy Madonna wydała tą płytę.
      Dla mnie to było coś niesamowitego, coś ponadczasowego. I taki właśnie pozostał ten album PONADCZASOWY. Rewelacja.

      Polubione przez 1 osoba

Leave a Reply