Kasia Kowalska – 5 (2000)

Kasia Kowalska | 5 | 13 XI 2000 | ★★★★

By zobaczyć tęczę, trzeba pierw przeżyć burzę. Po prawdziwej, wydanej pod koniec lat 90. nawałnicy o jakże wymownym tytule – Pełna obaw, na horyzoncie kariery Kasi Kowalskiej w końcu pojawiło się Słońce. U progu nowej dekady nadszedł czas na odświeżenie nie tyle brzmienia, ale i wizerunku. Kasia wraz z nową płytą postanowiła zgrabnie przepchnąć do przeszłości wylansowany w ostatnich latach image pełnej rozterek, pogrążonej w ciężkiej depresji, ubierającej się wiecznie na czarno nastolatki. Niegdyś pełna obaw, migająca emocjami, niezdecydowana i buntownicza dziewczyna dojrzała i stała się kobietą, a jej kompleksowa metamorfoza dokonała się na albumie 5.

Pierwszy, promujący nowe wydawnictwo singiel Nobody… dla wielu znających wcześniejsze nagrania Kowalskiej mógł być w momencie premiery naprawdę dużym zaskoczeniem. W muzyce czuć ogromny powiew świeżości i zmianę kierunku w stronę bardziej komercyjnych brzmień. Komputerowe zabiegi nie zdominowały jednak całego utworu, tylko posłużyły jako uzupełnienie żywych, melodyjnych, gitarowych partii. Wyszła z tego całkiem przyzwoita, elektroniczna, pop – rockowa kompozycja, jakich mało w polskiej muzyce po 2000 roku. Utwór posiada smutny tekst, będący wynikiem rozstania, które Kasia przeżyła pod koniec lat 90. Nie jest jednak wysycony goryczą, tak jak niektóre teksty z Pełnej obaw. Nobody… to zdystansowane, refleksyjne spojrzenie na tę sytuację, w momencie kiedy pierwsze, pełne żalu, skrajne emocje już opadły.

Teksty wielu utworów z tej płyty wyraźnie inspirowane są tamtymi wydarzeniami (Wszystko jest żartem, Znaleźć siłę, Bądź pewny, Będę jak), ale czuć w nich bardziej nadzieję (Znaleźć siłę, Żyję raz, Być tak blisko) na nowe, ale też niekoniecznie lepsze jutro (Czekam, boję się). Depresyjny, manifestacyjny dotąd styl Kaśki ewoluował tutaj w kierunku bardziej wstrzemięźliwej ale nadal podsyconej pesymizmem oceny rzeczywistości i własnych życiowych doświadczeń. Znaczące odciążenie warstwy lirycznej z mocno przygnębiających enuncjacji pociągnęło za sobą także ogólne złagodzenie brzmienia całego albumu. Ciężkie, gitarowe partie ustąpiły miejsca żywemu, bardziej mainstreamowemu graniu. Życiowe zmiany stały się dla Kowalskiej bodźcem generującym konieczność spróbowania czegoś nowego – stąd m.in. tak duża metamorfoza wizerunkowa Kaśki, która w materiałach czy teledyskach promujących 5 stanęła w totalnej opozycji do samej siebie z ery Pełnej obaw

Mimo, że zadzierzyste i monumentalnie gitary znane z Pełnej obaw odeszły wraz z nadejściem nowego millennium w siną dal, to można znaleźć tutaj kilka mocniejszych smaczków. Do grona takich kompozycji można zaliczyć Czekam, boję się, Znaleźć siłę czy Będę jak, które wyraźnie nasuwa skojarzenia z Guano Apes. W zwiewne Moje Katmandu z powodzeniem wpleciono elementy orientalne, od początku aż po zamykający całość gong, który śmiało wybrzmiewa z finalnej, instrumentalnej partii utworu. Jeden z najlepszych obok Nobody… momentów tego krążka. Szkoda, że nie wylądował na singlu – w radiu brzmiałby kapitalnie. To, co szczególnie zwraca uwagę na 5 to bardziej świadome operowanie wokalem przez Kowalską. Rozwrzeszczana, pełna lęków i niepokojów dziewczyna wyraźnie nabrała do siebie dystansu. Zamiast popisywać się i nadmiernie patetyzować przeżywane emocje, śpiewa bardziej intencjonalnie (Bądź pewny, Wszystko jest żartem, Być tak blisko), wzruszająco (Żyję raz), na zwolnionych, bardziej zmysłowych obrotach (Gra rozkoszy) czy refleksyjnie (Nobody…). Nie brakuje jednak momentów charakternych (Będę jak) czy zaśpiewanych agresywnie ale jednak bardzo asekuracyjnie (Czekam, boję się). 

5 można zaliczyć do nielicznej grupy soft – fatalistycznych wydawnictw Kasi Kowalskiej. Charakteryzuje ją mocny kurs na bardziej strawne dla ucha klimaty, zarówno w warstwie dźwiękowo – lirycznej jak i wizerunkowej. Unowocześnienie brzmienia i dodanie do niego żywych, elektronicznych, klawiszowych czy komputerowo programowanych elementów znacząco wpłynęło jednak na urynkowienie muzyki Kowalskiej. Kasia na dobrych kilka lat stała się dla mainstreamowych stacji radiowych antenowym pewniakiem. 5 to kopalnia melodyjnych, przyjemnych przebojów. Nie są to hymny tryskające optymizmem, ale raczej nie wpędzą nikogo w stany depresyjne. Jest to także jeden z najbardziej równych krążków w dorobku Kaśki, charakteryzujący się bardzo dobrą produkcją – na prawdziwie światowym, jak na tamte czasy poziomie. 


3 uwagi do wpisu “Kasia Kowalska – 5 (2000)

  1. Recenzja w porządku, ale z jednym nie mogę się zgodzić. Mianowicie z tym, że poprzednie płyty Kasi były do siebie podobne. Przecież lekkie Czekając na… zupełnie różni się od rockowej jazdy z Pełnej Obaw. Gemini było czymś po środku, jednak zdecydowanie odbiega klimatem od Pełnej Obaw. Moim zdaniem większym przełomem była właśnie Pełna Obaw, ale to moja opinia. Co do 5, płyta jest w porządku, chociaż Kaśka ma lepsze albumy w dyskografii. Przesadzono z efektami komputerowymi. Nieźle wypadają ballady, zwłaszcza, Bądź pewny i Żyję raz. Średnio podoba mi się mdłe Być tak blisko. Jednym z najlepszych kawałków jest bez wątpienia Będę jak. W skali 1 do 10 daję 7.

    Polubienie

  2. Absolutnie muszę zgodzić z DTNS, poprzednie płyty nie są podobne do siebie, wyczuwam inną dynamikę i piękno w każdym albumie.

    Polubienie

Leave a Reply