Kasia Kowalska – Antidotum (2002)

Kasia Kowalska | Antidotum | 14 X 2002 | ★★★★

Szósty studyjny krążek Kasi Kowalskiej jest albumem, do którego zawsze wracam z dużą przyjemnością. To pierwszy jej longplay, który przesłuchałem w całości. Mimo, że nie wszystkie zawarte na nim utwory przypadły mi do gustu, to jednak od niego na dobre rozpoczęło się moje zainteresowanie muzyką Kowalskiej. Na Antidotum Kaśka potwierdziła, że w energetycznym, gitarowym repertuarze czuje się jak ryba w wodzie. Mocne, rockowe, wzbogacone elektroniką i klawiszami numery błyszczą wśród dwunastu ścieżek zawartych w jego programie. To one stanowią o sile tej płyty. Każdy kij ma jednak dwa końce…

Leniwie snujące się ballady, które świetnie wpisywały się w klimat wydanej dwa lata wcześniej 5 drażnią tutaj moje ucho jak na żadnym innym albumie Kowalskiej. Nawet na wydanej po osobistych przejściach 5 tego typu numery nie brzmiały tak przygnębiająco jak brzmią tutaj. To, że brzmią dołująco może nie jest aż tak dziwne, bowiem Kowalska nigdy specjalnie nie emanowała pozytywnymi emocjami. Zaskakuje banał o jaki Kaśka ociera się w tekstach To był sen, Jak przeżyć to czy Nie jestem najlepsza. Nie wiem czy jest to kwestia brzmienia i stylu śpiewania które potęgują taki a nie inny odbiór tych utworów, czy te teksty po prostu są aż tak koszmarne. Frazesy typu Zamiera czas, rozdarta w pół w obłędzie trwam, wciąż brak mi tchu, lecz nie oczekuj zmian czy w każdą noc będziesz zawsze tylko mój, tylko Ty stopisz we mnie serca lód po prostu brzmią źle. Oklepany komunał każdy dzień przeżywaj tak, jakby miał się skończyć świat z żywszego Jak anioł też raczej nie jest szczytem możliwości pisarskich Kowalskiej. Nigdy nie uważałem, że jej teksty są wybitne, ale momentami na Antidotum Kaśka naprawdę ginie w jakiejś przedziwnej wacie słownej.

Miłosne, powiedzmy około-związkowe truizmy, czy osobowościowe rozterki o wiele przystępniej komponują się z mocniejszym brzmieniem takich numerów jak Nie wiem co, nie wiem kto, Antidotum, Jeszcze mamy czas czy Pieprz i sól. Tytułowe Antidotum jest kolejnym potwierdzeniem tego, że Kaśka ma czuja do pierwszych singli. Psychodeliczny, zalatujący momentami nu metalem, nabasowany Antidotum pozostawia w tyle całą polską, muzyczną, popową przeciętność. Takich utworów próżno szukać teraz w radiu. Mało kto jest teraz w stanie przeforsować tak naładowaną gitarami, mocną, ale mimo wszystko popową piosenkę w eter i mieć z nią w radiu taką rotację, jaką miała Kowalska w 2002 roku. Z kolei taką energię jaką posiadają otwierający płytę gitarowy Nie wiem co, nie wiem kto i singlowy Pieprz i sól ma naprawdę niewiele nagrań Kowalskiej.

Muzyka na Antidotum nabrała wyrazu i przybrała znacząco na sile. To taka bardziej podrasowana, gitarowa i odarta z większości komputerowych trików 5. Na krążku znalazła się także monumentalnie brzmiąca, emocjonalna kompozycja Bezpowrotnie, nagrana pierwotnie z myślą o składance A Tribute to Ayrton Senna, będącej hołdem dla zmarłego tragicznie w 1994 roku trzykrotnego Mistrza Świata Formuły 1 Ayrtona Senny. O ile Bezpowrotnie znacznie wybija się ponad przeciętność wolniejszych, zawartych na Antidotum kawałków, o tyle zamykający płytę, radiowy Starczy słów tę przeciętność doskonale uzupełnia. Starczy słów nie jest złym numerem, ale pasuje tutaj jak pięść do oka. Wydany w 2001 roku na singlu został wówczas wyprodukowany przez głównego producenta 5 – Adama Abramka, który bardziej wygładzał brzmienie Kowalskiej, niż dodawał mu rockowych obrotów. Utwór pasowałby idealnie na 5, tutaj trochę gryzie się z pozostałymi numerami. 

Na Antidotum Kasia Kowalska pokazuje się z bardziej drapieżnej, zadziornej strony. Od rozpoczynającego płytę Nie wiem co, nie wiem kto czuć energię, która została wpompowana w znajdujące się tutaj utwory. Kowalska powraca do tego co lubi najbardziej, czyli do rocka, dzięki czemu brzmi pewniej niż na 5. Słabiej przedstawia się bardziej nostalgiczna odsłona albumu, chociaż Daj wierzyć czy Nie mów mi urzekają i zyskują z każdym kolejnym przesłuchaniem, a Bezpowrotnie to pełna ekspresji, potężna, emocjonalna bomba. Antidotum można określić jako sinusoidę emocjonalną Kowalskiej. Raz jest pełna euforii i nadziei na lepsze jutro, raz w niezrozumiałej wręcz, ciężkiej depresji, nadal pełna rozterek i pytań na które pewnie nigdy nie znajdzie odpowiedzi. Odsłonie euforycznej mówię zdecydowane tak. W 1999 roku Kowalska poświęciła depresji prawie całą płytę. Na moment wydania Antidotum sens powracania do tamtej tematyki, dodatkowo w o wiele mniej przekonującym, banalnym wręcz wydaniu jest dla mnie żaden. Jednak z drugiej strony… ciężko wyobrazić sobie Kasię Kowalską bez szczypty tej specyficznej, depresyjnej aury. To jest właśnie to, za co wszyscy kochamy ją najbardziej!


2 uwagi do wpisu “Kasia Kowalska – Antidotum (2002)

  1. Ten album jest rewelacyjny. Gdybym miał stworzyć ranking jej najlepszych albumów to ten znalazłby się na trzecim miejscu.

    Polubienie

Leave a Reply