Reni Jusis – Bang! (2016)

renijusis_bang
Reni Jusis | Bang! | 15 IV 2016 | ★★★★

Emocje towarzyszące mi podczas pierwszego odsłuchu nowego albumu Reni Jusis mogę spokojnie przyrównać do momentu znalezienia igły w stogu zgniłego siana. To taki prawdziwy BANG! w kierunku farbowanych lisów namnażających się w naszej, rodzimej muzycznej norze, kreujących głównie kult głupoty i próżności. W dobie artystycznego defensu album BANG! od razu był skazany na komercyjną porażkę, którą niestety niezasłużenie odniósł. Masa pozostała przy swoich zwierzaczkach, zaś ten, kto jeszcze pamięta prehistoryczne czasy Elektreniki i Trans Misji, na koncert Reni zawsze trafi, gdziekolwiek by się on nie odbył. I chwała tym ludziom, ponieważ dzięki nim, takiej Reni, całe szczęście chce się jeszcze w ogóle coś nagrywać. A Reni jeśli nie jest „zakręcona”, nie błądzi w „iluzjonie” i nie sili się na podbijanie zachodnich rynków potrafi strzelić mieszczańską, pustą hołotę w pysk tak, że aż trzeba jej posłuchać!

W otwierającym BANG! utworze Zostaw wiadomość Reni tłumaczy w jakim obecnie znajduje się miejscu: Wrócę do miejsca, w którym będę znów mną / Gdzie resztki wspomnień ciągle się tlą / I jeśli zniesie to głowa / Zaczniemy wszystko od nowa. Artystka daje do zrozumienia, że tą płytą wraca do swoich elektronicznych korzeni – Kroku pół nie zrobię wprzód / Jeśli nie popatrzę wstecz. Po 10 latach od wydania Magnesu Reni budzi się w nowej rzeczywistości i nagrywa kolejną płytę – płytę elektroniczną, mocno syntezatorową, chłodną, trochę szaloną, zawadiacką, komputerową. Rzeczywistość, której środek ciężkości w trakcie ostatniej dekady powędrował głównie w kierunku galerii handlowych powoduje u Reni słuszną irytację, która jest mocną podstawą najbardziej zaczepnych utworów na BANG!Bilet wstępu, Po kolana w mule, Zombie świat czy Bejbi Siter.

Po przedstawieniu słuchaczowi kierunku, który ma obrać płyta i kąśliwym, szczyptę osobistym rozprawieniu się z stereotypem matki Polki w Bejbi Siter: Lubię wściekły róż / Lubię ścierać w domu kurz / Lubię zapach dyskoteki / Lubię spacer brzegiem rzeki / Nie odmawiaj mi / Tych małych przyjemności / Kiedy wprawiam biodrami / W osłupienie gości / Co się gapisz tak matole / Nie widziałeś tańczącej na stole? / Rano znów obudzę w sobie jasną stronę / I będę Westalką, matka przenajsłodszą / Dobrą wróżką / Twą boginią i kochanką następuje przejście w ślamazarnie pełznące, raz mniej (Kęs, Sztorm, Koniec końców), raz bardziej zadziorne i bajerancko brzmiące (Delta, Y&Y czy Po kolana w mule) lub eksperymentalne (Bilet wstępu) utwory inspirowane trapem i synth popem, wzbogacone zagadkowymi, żywymi i wygenerowanymi komputerowo różnorakimi dźwiękami.

Recytowany w stylu spoken-word Bilet wstępu jest ironiczną relacją z podróży w świat kiczu, materializmu, głupoty i próżności których uosobieniem są olbrzymie galerie handlowe; Jak daleko są od galerii sztuki zauważyć się dawało jeszcze zanim człowiek połykany zostawał przez nieznające spokoju paszcze przesuwanych drzwi wejściowych (…) goście w transie (…) parli do środka jak ćmy w ogień (…) przypominali małe psiaki, na pierwszy rzut oka zrozumiale nieporadne i radosne, ale jednak bezdennie głupie i niczego nieświadome. Jusis brzmi tutaj niczym Krystyna Czubówna ze skupieniem przedstawiająca życie zwierząt w kolejnej dokumentalnej produkcji. Świat zwierząt, które polują, zabijają, kopulują, jedzą, spacerują. Brzmi znajomo? Najbardziej nośne i taneczne, przywołujące odrobinę erę Trans Misji kompozycje Zombie świat i Na skróty tęczą zamykają cały album. W ostatnim utworze Jusis kwituje i niejako podsumowuje całą płytę: Ja wolę iść na skróty tęczą. Utwory na BANG! mimo, że przesycone ogromną paletą dźwięków, mają swój konkretny, wspólny,  elektroniczny mianownik.

BANG! dla słuchaczy nie mających dotychczas styczności z dyskografią Reni Jusis może być ciężką pigułką do przełknięcia, nawet bym powiedział, że dla niektórych nawet nie do przełknięcia. Starsi odbiorcy, wychowani choćby na Elektrenice czy Trans Misji powinni być usatysfakcjonowani, ale muszą być świadomi tego, że nie jest to łatwa, szczególnie w pierwszym odbiorze produkcja. Jest to płyta dojrzałej 42-letniej artystki, która wreszcie zrozumiała, że pęd do sukcesu na zachodnich rynkach nie ma sensu. Anglojęzyczne utwory zawsze ciągnęły wydawnictwa Jusis w dół – nie przez brzmienie, ale przez wokal, z powodu którego nigdy nie miały szansy na oszałamiający sukces za granicami Polski. Tutaj tego już nie ma. O ile Magnes sprzed 10 lat był w czasie wydania trochę spóźnioną i nie do końca przemyślaną produkcją, tak z BANG! Reni trafiła idealnie w punkt i dopięła tutaj wszystko na ostatni guzik. W zawartości tego albumu wcale nie chodzi o żadne rewolucyjne brzmienie. W całym tym przedsięwzięciu chodzi przede wszystkim o umiejętność przekształcenia osłuchanych patentów w coś, co nadal brzmi świeżo, oryginalnie i unikatowo oraz o odnalezienie nowych barw w palecie dźwięków pozornie już znanych. To świadczy o ogromnej kreatywności, która nadal drzemie w  Reni Jusis i stawia jej BANG! w gronie jednej z lepszych polskich premier 2016 roku.

Jedna uwaga do wpisu “Reni Jusis – Bang! (2016)

Leave a Reply