Closterkeller – Viridian (2017)

closterkeller viridian
Closterkeller | Viridian | 22 IX 2017 | ★★★★★

Sześć lat przerwy między studyjnymi wydawnictwami to nie pierwszy taki przypadek w dyskografii Closterkeller. Podobna przerwa wystąpiła swego czasu między albumami Nero i Aurum. Tak długie studyjne pauzowanie nie wpływa jednak na sceniczną aktywność legendy polskiego rocka gotyckiego, która począwszy od 2005 roku, rok w rok przypomina o sobie na dużej, jesiennej trasie koncertowej odbywającej się pod szyldem Abracadabra Gothic Tour. Oczekiwanie na studyjne płyty formacja rekompensuje fanom także pobocznymi wydawnictwami – przykładem był koncertowy Act IV – kapitalny występ z XIV Przystanku Woodstock z 2008 roku, jubileuszowy reScarlet – reedycja kultowego albumu Scarlet z 1995 roku, czy kompilacja Déjà Vu – przekrojowy the best of wydany na płycie winylowej. Zespół jest znany z tego, że nowe utwory prapremierowo prezentuje na koncertach. Część materiału z nowej płyty fani mieli okazję usłyszeć podczas ostatnich tras koncertowych formacji. Nic tak nie motywuje jak pozytywny odzew ze strony publiczności, więc zarejestrowanie nowych nagrań w studiu musiało się okazać wreszcie tylko kwestią czasu. Tym sposobem do palety barw w dyskografii Closterkeller dołączyła właśnie szmaragdowa zieleń – Viridian.

Podejrzewam, że mimo tak wysokiej aktywności koncertowej zespołu, grono osób, które zaczęły składać karierę Closterkeller w trumnie raczej w ostatnich latach się poszerzyło, niż zawężyło. Grobowiec przeznaczony dla Closterkeller na cmentarzysku wypalonych artystycznie i rozwiązanych kapeli grających rock gotycki czeka. Pogrzebu jednak jeszcze długo nie będzie – o ile w ogóle takowy kiedyś będzie. Królowa polskiego gotyku trzyma się tronu mocniej niż kiedykolwiek. I grzmi – na sceptyków, którzy wysłali ją i jej legendarną kapelę na tamten świat. Nie bez powodu kolorem, którym namaszczono nowe dokonania Clostera została zieleń – kolor życia i nadziei.

Kolejna inkarnacja królowej rodzi się w głębokich, ciemnych lochach. Była Agnieszka, była Królowa/Reghina, jest Viridiana. Takiego otwarcia jak naładowana mrokiem i ciężarem gitar blisko dziewięciominutowa Viridiana nie ma chyba żadna inna płyta Closterkeller. Po narodzinach Viridiany pozostaje już tylko dać porwać się rzece, z którą popłyniemy aż do Strefy ciszy. Warto płynąć z nurtem, bowiem na nowej płycie Closterkeller w zasadzie nie ma złych numerów. Jest mrocznie (Viridiana, To albo to, Pokój tylko mój), złowieszczo i szatańsko ciężko (Inkluzja), dynamicznie i rockowo (Król jest nagi, Matka Ojczyzna, Kolorowa Magdalena) oraz dramatycznie i przejmująco (Strefa ciszy). Klawisze w Marcji i gitary w Pokój tylko mój momentami przypominają ostatnie dokonania Delain, zaś Nocne polowanie zawiewa mi w pewnych momentach mieszanką Delain i Katatonii. Wokal Anji w Marcji wiedzie mnie gdzieś wstecz w czasy Graphite, tematyka Matki Ojczyzny w erę Violet, zaś złowrogie, upiorne mówione fragmenty z Strefy ciszy czy Viridiany w czasy Nero. Na albumie czuć świeżą krew, pachną także zielone mchy z zamkniętych w podziemiach wcześniejszych dokonań Clostera. Anja w materiałach prasowych chwaliła się, że głos chodzi jej znakomicie – nie kłamała!

Ciężko w słowach opisać klimat, który spowija całą płytę. Anja odziała masę numerów w bajkowo – oniryczne szaty, które w połączeniu jej wokalem, rozmaitymi zaśpiewami i pozostałą warstwą instrumentalną niebywale działają na ludzką wyobraźnię. Wystarczy posłuchać Viridiany, Inkluzji czy Strefy ciszy by w momencie przenieść się w zupełnie inną rzeczywistość. Na płycie nie zabrakło także nawiązań społeczno – politycznych w utworach Król jest nagi i Matka Ojczyzna, chociaż nie mogę oprzeć się wrażeniu, że polityczną aluzją w pewnym stopniu nasączone jest także Nocne polowanie. Najbardziej przystępnym w odbiorze punktem programu jest skrojona pod radio Kolorowa Magdalena, która swoją przebojowością bije na głowę promujący album Aurum singiel 12 dni i Bez odwrotu rzucone na pierwszy ogień w przypadku płyty Bordeaux. Myślę, że dla wielu ten singiel może być niezłą zmyłką, ponieważ od pozostałych utworów z płyty Viridian wieje raczej zimnem, a nie letnim wiatrem.

Viridian niczym huragan niesie ze sobą ogromny powiew świeżości, ale słuchając tego albumu cały czas wiadomo, że ma się do czynienia z tym samym zespołem, spod którego rąk wyszły takie płyty jak Violet, Graphite czy Nero. Ta płyta to strzał w dychę – tak się składa, że jest to także dziesiąty studyjny krążek Closterkeller. Zamiast closterowej defensywy jest ofensywa i grom w kierunku hordy niedowiarków, którzy postawili na legendzie polskiego rocka gotyckiego przysłowiowy krzyżyk. Ukłony dla Viridiany!


Jedna uwaga do wpisu “Closterkeller – Viridian (2017)

  1. Szczerze – muzycznie nie mam nic do zarzucenia. Teksty – to już inna sprawa. Zresztą od poprzedniej płyty Bordeaux uważam, że są one wymuszone i po prostu słabe. Teksty tej grupy to była zawsze poezja. Władza, A ona, ona, Zaklęta w marmur i sporo innych to utwory, które biją na głowę te z dwóch ostatnich płyt. Oczywiście może nie mam racji, ale coś jest na rzeczy, skoro te teksty po prostu ranią moje uszy. Zwłaszcza płyta Bordeaux.

    Polubienie

Leave a Reply