Delain – Apocalypse & Chill (2020)

Delain | Apocalypse & Chill | 07 II 2020 | ★★★★★

Co można w wielkim skrócie napisać o dotychczasowej dyskografii Delain? Na każdej płycie formacji występuje swego rodzaju przewidywalność, materializująca się w postaci pewnych patentów, które w ciągu trwającej ponad dekadę działalności zespołu stały się jego nieodłączną wizytówką. Mowa tutaj o charakterystycznym wokalu Charlotte, umiejętności tworzenia chwytliwych i nośnych melodii, czy zgrabnym krojeniu brzmień gitarowo – klawiszowych pod bardziej popowe ucho. Działanie w tak ściśle określonych ramach nie oznacza jednak, że brzmienie zespołu nie było nigdy sprytnie odświeżane czy podkręcane rozmaitymi sztuczkami. Takie triki formacja stosowała na poprzednich krążkach, nie brakuje ich także na ich nowym albumie – Apocalypse & Chill.

Przyznam szczerze, że gdzieś pomiędzy The Human Contradiction i Moonbathers dałem sobie spokój i pogodziłem się z tym, że Delain zawsze będzie zespołem pracującym na pewnej bazie, wprowadzającym do niej jedynie niewielkie innowacje. Jest to jednak dość częsta cecha zespołów grających szeroko pojęty metal symfoniczny. Dzięki temu trwa przy nich zawsze stała liczba fanów, która chętnie przyjdzie na koncert czy zainteresuje się nowym wydawnictwem. Fani metalu słabo znoszą radykalne skręty brzmieniowe, zwłaszcza w stronę bardziej komercyjną.

Z drugiej strony przemyślane wprowadzanie różnych nowości i subtelnych urozmaiceń do podstawowego brzmienia z biegiem lat jest w stanie powoli, ale skutecznie powiększyć grono fanów. Świadczy także o tym, że zespół nie stoi w miejscu. Delain jest tego idealnym przykładem. Jest jednak mniej popularny od siostrzanej Within Temptation, ponieważ w swojej muzycznej ewolucji zachowywał zawsze większą powściągliwość. Odnoszę jednak wrażenie, że sukces nowoczesnego Resist utwierdził członków kwintetu w przekonaniu, że nie muszą być zawsze tacy zachowawczy i szóstą płytą mogą znacząco uwspółcześnić markę Delain. Tak też zrobili. I przy okazji kapitalnie podkreślili, a nawet rozwinęli to, co w nich najlepsze.

Płytą Apocalypse & Chill Delain osadził się w nurcie zespołów podejmujących tematy ważne z punktu widzenia współczesnej, mocno spolaryzowanej rzeczywistości. W momencie w którym świat stanął u progu nie tylko III wojny światowej, ale i globalnej epidemii a zmiany klimatu wywołane działalnością człowieka są coraz bardziej zauważalne, dźwięki płynące, a momentami wręcz grzmiące z Apocalypse & Chill nie tylko stanowią doskonałe tło dla dochodzących z całego świata złowróżbnych wydarzeń, ale skłaniają do myślenia bardziej niż kiedykolwiek indziej. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że sprawa dotyczy nas wszystkich i jeśli będziemy nadal bierni w naszych globalnych działaniach, to pozostanie nam niebawem tylko spokojnie przyglądać dziejącej się apokalipsie, zupełnie tak jak robi to Pani z okładki zdobiącej najnowsze wydawnictwo Delain.

Muzycznie – aż roi się tutaj od highlightów. W Masters of Destiny, Burning Bridges i Legions of the Lost Wessels osiąga szczyty swoich możliwości wokalnych, a konglomerat dźwięków jej towarzyszących może przyprawić o zawrót głowy. Rozbudowane, epickie, orkiestrowo – chóralne partie, potężnie wybrzmiewające gitary, nagłe załamania tempa czy częste zmiany sposobu śpiewania czynią z tych numerów jedne z najlepszych, o ile nie najlepsze w dorobku grupy! Nowym koncertowym bangerem zespołu stanie się pełen mocy i ciężkich, zmulonych gitar Let’s Dance. W pewnym momencie przywodzi mi nawet na myśl trochę fragmenty Here Come the Vultures.

Zabiegiem, który dodaje świeżości brzmieniu formacji są nowoczesne, techniczne, klawiszowo – gitarowe zabiegi które czynią z Chemical Redemption, We Had Everything czy To Live Is to Die prawdziwe petardy owiane niespokojną, wyrwaną z filmów science – fiction czy mystery aurą. Z pełnymi mocy przebojami świetnie kontrastuje subtelniejsza strona zespołu – melodyjna, bardzo atmosferyczna, wybrzmiewająca w rytm walca ballada Ghost House Heart i balansująca między ciężką i łagodną stroną zespołu, nastrojowa i cholernie zaraźliwa The Greatest Escape. Genialną robotę wykonują tutaj smyki, świetnie podkreślające delikatny wokal Wessels.

W złowrogim Vengeance sparowano śpiew Charlotte z męskim wokalem Yannisa Papadopoulosa z Beast In Black. Podobny zabieg wykonano w otwierającym płytę One Second. W roli męskiego wzmacniacza Wessels osadzono tutaj gitarzystę zespołu Timo Somersa. Udział męskiego wokalu nie jest nowością w nagraniach Delain, jednak w przeciwieństwie do duetów z poprzednich krążków, na Apocalypse & Chill męski wokal pełni rolę wspomagającą śpiew Wessels. W obydwu utworach podobnie zresztą jak w przeważającej większości pozostałych zawartych na płycie wreszcie pozwolono rozwinąć się gitarowym solówkom lub chóralno – orkiestrowym partiom w różnym stopniu, w różnych częściach nagrań, tak jak należy. Pomogło to zamazać wrażenie ordynarnej schematyczności utworów z której zawsze brała się melodyjność i nośność nagrań Delain. Całość Apocalypse & Chill domknięto instrumentalną wariacją Combustion. Jest to popis umiejętności Timo Somersa i Joey’a de Boyera. Prawdziwa muzyczna, perkusyjno – gitarowa bitwa, pełna zwrotów akcji i wpływów progresywnego, zimnego rocka.

Koncepcyjnie jest to najlepsza płyta zespołu. Pomysł stworzenia ścieżki dźwiękowej do postępującej apokalipsy mocno napędził działania całej piątki. Apocalypse & Chill jest jednym wielkim gitarowo – techniczno – orkiestrowo – wokalnym tour de force, zrobionym z rozmachem, jakiego nie miało żadne wcześniejsze studyjne wydawnictwo grupy. Krążek jest wypełniony przebojami, koncertowymi headbangerami, ciężkimi gitarami, filmową atmosferą, epickimi orkiestracjami, chóralnymi zaśpiewami i zimnymi klawiszami. Charlotte Wessels przy tym wszystkim bardzo świadomie operuje swoim wokalem na najróżniejsze sposoby, kapitalnie odmalowując w słowach tematykę albumu. Pozycja obowiązkowa dla fanów melodyjnego pop – metalu.


Leave a Reply