Marilyn Manson – WE ARE CHAOS (2020)

Marilyn Manson | WE ARE CHAOS | 11 IX 2020 | ★★★★★

Niełatwe zadanie postawił przed sobą Marilyn Manson przed premierą swojego jedenastego albumu studyjnego. Poprzedzające go The Pale Emperor i Heaven Upside Down były udanymi, względnie równymi krążkami, obrazującymi współczesne, mniej jazgotliwe, wciąż ciężkie ale i bardziej stylowe wcielenie Mansona. Antychryst z piekielnych otchłani stał się Panem, który nie tylko poczuł bluesa ale i w umiejętny sposób sięgnął do swoich industrialno – glamowych korzeni, skupiając swoją uwagę głównie na muzyce, a nie na spowijającej ją faryzejsko – makabryczno – obrzydliwej stronie wizualnej. Można powiedzieć, że po wybojach w postaci The High End of Low i Born Villain, Manson w końcu osiągnął twórczy constans. Mimo, że koneserzy jego dokonań słuchają go dzisiaj z pełną świadomością tego, że to, co najlepsze w jego karierze już powstało i nie ma co liczyć na kolejne szatańskie cuda, to nowe, wydawane stosunkowo regularnie płyty są na tyle dobrze zrobione, że nie można przejść obok nich obojętnie. Czy ten stan rzeczy zostanie utrzymany, czy ulegnie jakiejś radykalnej zmianie po premierze We Are Chaos?

Pierwszy i zarazem tytułowy singiel promujący We Are Chaos jest, krótko mówiąc – nienajlepszy. Nie rozumiem wyboru tej ramoty na pierwszy front. W swoich najgorszych koszmarach nie spodziewałbym się, że Mechanical Animals doczeka się kiedyś tak dziwnej rekreacji. Dzięki temu numerowi nowy krążek Mansona od razu staje się bardziej odpychający, mimo, że w rzeczywistości absolutnie taki nie jest! Gdybym nie był zajawiony wcześniejszą dyskografią Księcia Ciemności, opierając się tylko na tym numerze, od razu postawiłbym na jego nowej płycie krzyżyk, najlepiej ten odwrócony z okładki Heaven Upside Down. Teraz tak na serio – może trochę przesadzam, ale ten rozlazły refren potwornie obrzydza mi ten utwór. Piosenka co prawda dość dużo zyskuje w ogólnym odbiorze, kiedy przesłucha się jej w kontekście całego projektu We Are Chaos, ale nie na tyle, by pozbawić ją miana najsłabszego ogniwa albumu.

Zgodnie z zapewnieniami Mansona celem jego i głównego producenta było stworzenie wrażenia podziału albumu na stronę A i stronę B. Owo założenie udało się wyśmienicie wcielić w życie. Pierwsze pięć numerów to taki Manson, którego niekoniecznie można się spodziewać, ale też taki który gdzieś tam budzi pewne skojarzenia ze swoimi niedawnymi poczynaniami. Takie wrażenie wywołuje we mnie gitarowy, natarty ciężkimi, zimnymi klawiszami Don’t Chase the Dead, pachnący trochę Davidem Bowie czy Sisters of Mercy. Ale gdzieś coś podobnego już słyszałem np. w Wight Spider z The High End of Low czy w okolicach ery Eat Me, Drink Me. Singlowy numer brzmi jakby był odartą ze skóry hybrydą Mechanical Animals i jakiegoś zasłyszanego gdzieś w radiu współczesnego indie – rocka. Z kolei balladowe Paint You With My Love to mieszanka nonszalanckiego, trochę upopowionego bluesa przypominającego niejeden utwór z The Pale Emperor ale i wyciętego z ery Mechanical dramatycznego, hałaśliwego, epickiego grania.

Album startuje to mówionym, to krzyczanym ale generalnie ciężkim, napędzanym basem, gitarowo – perkusyjnym Red, Black and Blue. Ten numer to swego rodzaju portret chaosu, który rozpościera się nad płytą, zanim pochłonie go bezkresna otchłań dźwięków z Broken Needle. Ma w sobie jakiegoś ducha Antichrist Superstar. Część A zamyka Halfway & One Step Forward. Nagranie naprawdę fajnie pachnie industrialem i wykorzystuje organiczne brzmienie fortepianu i gitary. Dzięki temu numer zyskuje na melodyjności i mocno zapada w pamięć. Taki mroczny, ale w ogólnym odczuciu przyjemny Manson. Klimat płyty zmienia się wraz z odpaleniem części B, którą rozpoczyna Infinite Darkness, czerpiące to z industrialnego metalu, to z glam a nawet i punk rocka. Mamy tu do czynienia z bardziej tradycyjną wersją Mansona, lansowaną jakieś dwie dekady temu. Bardziej harmonijne, osadzone w ramach garażowego blues – shock – rocka Perfume również wzbogacono masą metalowych elementów. Kolejny po Infinite Darkness zaraźliwy numer z hymnowym refrenem i wielowarstwowym wokalem, budującym specyficzną atmosferę grozy. Naprawdę dobrze wchodzi!

Keep My Head Together oparto na rozmytym, bluesowo – gitarowym riffie i ciężkiej perkusji. Gitary nie przytłaczają i wybrzmiewają tutaj kompromisowo razem z perkusją w myśl zasady mniej znaczy więcej. Najlepszym utworem na płycie jest zaskakujący, ale i cholernie melodyjny Solve Coagula. Rozbrzmiewa tutaj dramatyczny industrial metal i brudna, bluesowa gitara ale jest także miejsce dla elementów hard rocka. Prawdziwym sztosem jest jednak wielowarstwowa, trochę śpiewana, trochę mówiona końcówka. Coś wspaniałego! Solve Coagula przechodzi w fatalistyczne, rozpoczynające się gitarowym intro Broken Needle. Bardzo emocjonalny numer jak na Mansona. Raz pełen jakiegoś bliżej nieokreślonego smutku, raz pełen wściekłości. Chaos w całej swojej okazałości, łączący w sobie wszystkie skrajności. Prawdziwe producenckie cacko.

We Are Chaos to kolejna odsłona dojrzałego Mansona, który doskonale rozumie sam siebie. Gdyby potraktować The Pale Emperor, Heaven Upside Down i We Are Chaos jako jego współczesny tryptyk, to ostatnia reprezentująca go płyta jest zdecydowanie najlepsza. We Are Chaos to magazyn nośnych, zapadających w ucho melodii opartych na gitarowym, garażowym blues – rocku i zimnym industrialnym metalu. Shooter Jennings wykrzesał z Marilyna niebywałą melodyjność jednocześnie mocno podkreślając jego artystyczną stronę. Ostre metalowe riffy mieszają się tutaj z rozmytymi klawiszami, żywymi dźwiękami smyków, gitary akustycznej i fortepianu czy mrocznej, ciężko wybrzmiewającej perkusji. Jest ponuro, smutno, nastrojowo, skrajnie, momentami bardzo zaskakująco. Pozornie chaotycznie, ponieważ w płycie jako całości czuć ogromny producencki ład i skład. Sączy się tutaj także specyficzna esencja z mansonowych lat największej prosperity. Płyta niełatwa w pierwszym odbiorze, ale każdy kolejny odsłuch wyciąga wszystkie tkwiące w niej smaczki. We Are Chaos to Marilyn Manson w bardzo dobrej formie!

6 uwag do wpisu “Marilyn Manson – WE ARE CHAOS (2020)

  1. Trafna opinia. Promujacy kawałek nastroił mnie sceptycznie do płyty, jednak ostatecznie bardzo pozytywne zaskoczenie. Moze taki byl zamysł. Na płycie już tak nie drażni jak na początku

    Polubione przez 1 osoba

  2. Jak dla mnie to najlepszy jego album od czasów Mechanical Animals!!! Nie wiem dlaczego większość ludzi nie lubi singla – może za sprawą słabego teledysku który trochę psuje jego odbiór ale w połączeniu z cała płytą ten kawałek bardzo rośnie w siłę i jest sporym ukłonem dla lat 80tych. We are chaos jest dopracowane w każdym milimetrze – produkcyjnie, lirycznie jak i jako concept album. Czuć w tym albumie „ludzką” twarz Mansona jak i okres depresji który go całkiem niedawno dopadł! Na takie albumy warto czekać i oby już nigdy nie popełnił czegoś w stylu Born Villain. Jedyne za czym tęsknię u Mansona to strona wizualna która kiedyś była jego mocną stroną! Teraz odpuścił a szkoda.

    Polubione przez 1 osoba

Leave a Reply