U2 – All That You Can’t Leave Behind (2000)

U2 | All That You Can’t Leave Behind | 30 X 2000 | ★★★★★

W latach 80. za sprawą krążków takich jak War, The Joshua Tree i Rattle And Hum członkowie U2 uderzyli swoimi kipiącymi od pomysłów głowami o samo sklepienie niebieskie. Już wyżej nie mogli się wznieść. Dzierżąc w swoich rękach miano niezatapialnych Bogów rocka pewnym krokiem weszli w lata 90. wdając się w mezalians z muzyką elektroniczną na Achtung Baby i Zooropie. Totalnie po bandzie pojechali jednak na dance – techno – popowym, dość ponurym albumie Pop. Brzmienie tej płyty okazało się jednak zbyt ekstrawaganckie dla zatwardziałych fanów zespołu. Dla wielu z nich Pop to grzech, który nigdy nie powinien im się przydarzyć – U2 przestało tutaj brzmieć jak U2. Osobiście lubię ten album. Niestety jego słabe wyniki sprzedażowe zabiły w grupie jakąkolwiek dalszą odwagę do eksperymentowania z muzyką i brzmieniem. Od tego momentu Bono i spółka tak naprawdę stracili kontrolę nad biegiem swojej kariery z albumu na album grzebiąc w grobie swoją, wykreowaną w latach 80. legendę.

Irlandczycy zdegustowani wynikami krążka z 1997 roku wraz z następną płytą zdecydowali się powrócić do swoich korzeni. Postanowili dać fanom to, za czym tak tęsknili – stare dobre, hymnowo – stadionowe, gitarowe, melodyjne i nieprzekombinowane U2 z lat 80. Pomóc im w tym mieli Brian Eno i Daniel Lanois – producenci z którymi stworzyli niegdyś albumy The Unforgettable Fire, The Joshua Tree czy Achtung Baby. Powrót legendy zmaterializował się pod koniec 2000 roku w postaci albumu All That You Can’t Leave Behind. Hymnem, który miał pociągnąć płytę na listach przebojów był Beautiful Day. Numer powędrował w kierunku gitarowych brzmień, które w pierwszej połowie lat 80. stały się wizytówką U2. Wygenerowana przez Briana Eno elektronizacja akordów za pomocą beat boxu i wstawienie syntetyzowanej partii smyczkowej na początek utworu nadało całości bardziej nowoczesnego sznytu. W ten sposób zespół utrzymał Beautiful Day w swoim wykreaowanym lata temu stylu, jednocześnie dość asekuracyjnie osadzając się jako formacja w mainstreamowej, korzystającej mocno z elektronicznych podbarwień współczesności.

Beautiful Day kapitalnie napędził maszynę promocyjną All That You Can’t Leave Behind, finalnie szturmem dołączając do panteonu wielkich, stadionowych hymnów zespołu. Promocję albumu z powodzeniem pociągnęły kolejne single: pop – rockowy, balladowy Stuck In the Moment You Can’t Get Out Of, naelektryzowany gitarami, zawadiacki killer Elevation czy jeden z najgłębszych lirycznie na całym albumie Walk On. Ten ostatni został napisany z myślą o Aung San Suu Kyi – birmańskiej opozycjonistce walczącej o wolność i demokrację w Birmie. Z kolei Stuck in the Moment zadedykowano przyjacielowi Bono, wokaliście INXS – Michaelowi Hutchence, który w 1997 roku popełnił samobójstwo. Po dzień dzisiejszy wielu fanów zespołu i krytyków muzycznych dzieli opinia o Elevation. Jedni uwielbiają ten numer za jego bezceremonialną, gitarowo – elektroniczną przebojowość a drudzy nienawidzą go za brak polotu i traktują jako zwiastun ery dziwnych, pozbawionych większego sensu, czysto komercyjnych singlowych tworów typu Vertigo czy Get On Your Boots. Czy jednak w tamtym czasie Elevation zaszkodziło popularności zespołu? Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie.

Trzeba przyznać, że ktoś, kto wybierał numery na single z tego albumu miał niezłe wyczucie komercyjnego potencjału, tkwiącego w poszczególnych ścieżkach. Takowego próżno bowiem szukać w pozostałej zawartości krążka. Jedynym nagraniem, które mogłoby jeszcze robić za komercyjny singiel z tej płyty jest „łamiące serce” Kite. In a Little While to zaśpiewana trochę zdesperowanym, ochrypłym wokalem, improwizowana piosnka z gitarowym riffem mocno przywodzącym na myśl dokonania Red Hot Chilli Peppers. Na podobną modłę nagrano ogniskowy Wild Honey z tą różnicą, że utwór pchnięto bardziej w stronę ciepłego, zwiewnego acoustic – popu, który jednak dość mocno odstaje od reszty albumu. Dźwięki gitary akustycznej przemykają także w mocno rozlazłym, wspartym charakterystycznymi riffami The Edge’a Peace on Earth. Nie są to niestety utwory na miarę legendy, którą szczyciło się w tamtym czasie U2. Ostatnią względnie przyjemną nutą na tym krążku jest dedykowany żonie Bono When I Look at the World. Bardzo refleksyjny utwór z rozmaitymi gitarowymi wariacjami The Edge’a. Transowy New York brzmi jak piosenka, która musiała mieć niezliczoną ilość wersji, zanim sklejono z nich produkt finalny. Ma jednak fajne gitarowe momenty zalatujące alternatywą. Grace z kolei jest nagraniem, które brzmieniowo nie idzie w żadnym kierunku. Kompletnie nie czuję tego odlotu w jakieś metafizyczno – mistyczne klimaty. Zdecydowanie lepszym closerem standardowej wersji byłby pierwotnie umieszczony jedynie na brytyjskiej edycji albumu The Ground Beneath Her Feet. Solówka The Edge’a w nim zawarta uwiedzie a może i nawet nieźle zaskoczy niejedno ucho.

Gro numerów znajdujących się na płycie kapitalnie trafiło w nastroje Amerykanów po zamachach na World Trade Center z 11 września 2001 roku. Wyśpiewane przez Bono w Walk On tytułowe all that you can’t leave behind (tłum. wszystko czego nie możesz zostawić za sobą) nabrało w tamtym czasie zupełnie nowego znaczenia podobnie jak cały numer Peace on Earth, pierwotnie napisany o zamachu bombowym, który miał miejsce w irlandzkim Omagh w sierpniu 1998 roku. Zarówno Walk On, Peace on Earth  jak i znajdujące się na albumie New York czy Grace dały amerykańskiej społeczności nadzieję w dobie wstrząsających dla nich wydarzeń, które na dobrą sprawę zmieniły bieg historii nie tyle samej Ameryki ale i całego świata. Optymistyczny Beautiful Day oraz refleksyjny Stuck In the Moment You Can’t Get Out Of także mocno wpisały się znaczeniowo w tamte czasy. Z tymi piosenkami mogły zidentyfikować się wówczas miliony Amerykanów. Wydarzenia z 11 września katapultowały All That You Can’t Leave Behind z poziomu albumu lansowanego na wielki comeback legendy lat 80. do miana dokonania ponadczasowego, krzepiącego amerykańską społeczność w tak trudnym dla nich czasie. To w dużej mierze dzięki temu całą płytę i single z niej wydane dwa lata z rzędu dosłownie obsypano nagrodami Grammy.

W momencie premiery Behind był zapowiadany jako kolejne po The Joshua Tree i Achtung Baby arcydzieło w karierze zespołu. Niestety w przeciwieństwie do tamtych albumów na których U2 faktycznie nie bali się ryzyka i jechali po przysłowiowej bandzie w każdym możliwym aspekcie, tutaj słychać formację głównie bezpiecznie wycofującą się na znane im terytorium i delikatnie uwspółcześniającą swój wypracowany lata temu styl za pomocą rozmaitych komputerowych zabiegów. Powrót na tory, którymi jechały albumy sprzed dekady paradoksalnie okazał się zjazdem zespołu w ślepy tunel. Band nie miał już później kompletnie pomysłu jak uciec z tej pułapki. Opierając swoją dalszą karierę głównie na stadionowych, rozbudowanych, multimedialnych, kosmicznie wysokobudżetowych widowiskach frontmeni U2 przeoczyli moment w którym wypaliła się w nich cała inwencja, czyniąca z nich kiedyś zespół magnetyczny w każdym tego słowa znaczeniu. Inwencyjne wypalenie czuć niestety już na All That You Can’t Leave Behind, zwłaszcza w drugiej części płyty.

Zrządzenie losu sprawiło, że historia tego albumu nie skończyła się na czterech genialnych singlach, tylko treść go wypełniająca zaczęła na chwilę żyć własnym życiem wskutek tragicznych wydarzeń zaistniałych w Nowym Jorku. Dzisiaj jednak niewiele kto już o tym pamięta. Masy wciąż nucą jednak stadionowy Beautiful Day. Nie ma dziwu, że U2 tak hucznie obchodzi 20. rocznicę wydania tego wydawnictwa. Jest to najmłodszy i zarazem ostatni w ich współczesnej karierze punkt do którego mogą się zwrócić chcąc w jakikolwiek sposób przypomnieć publice o swojej legendzie. All That You Can’t Leave Behind to krążek wygenerowany ogromnym pragnieniem powrotu grupy na szczyt mainstreamowej góry. To pragnienie wycisnęło z członków zespołu ostatnie, prawdziwie interesujące numery. Jest to jednocześnie także ostatni album na którym U2 jest jakieś. Nowsza dyskografia, począwszy od How to Dismantle an Atomic Bomb dryfuje już praktycznie wyłącznie w próżni.


2 uwagi do wpisu “U2 – All That You Can’t Leave Behind (2000)

  1. A ja nie moge sie zgodzic. „Dismantle…” jest dla mnie ciekawszym albumem, mniej popowym i hitowym, kolejne nie porywaja ale sa tez dla mnie bardziej udane od przeslabej Zooroopy czy przecietnego Popu. Niemniej zgoda co do tego ze Achtung byl ich ostatnim albumem z wielka jakoscia.

    Polubione przez 1 osoba

Leave a Reply