Céline Dion – Falling Into You (1996)

Céline Dion | Falling Into You | 11 III 1996 | ★★★★★

Pod koniec 1993 roku Céline Dion wydała swój trzeci studyjny album anglojęzyczny – The Colour of My Love. Był to czas rozkwitu popularności wielkich głosów takich jak Mariah Carey czy Whitney Houston. Obydwie diwy w 1993 roku sprzedały niewyobrażalne ilości promowanych wówczas krążków. Kolejną gwiazdą kompanii Sony miała być Céline Dion. Mało kto wówczas jednak podejrzewał, że jej nowy krążek tak katapultuje w górę międzynarodowe notowania Céline. Wielokrotnie w późniejszych wywiadach sama Dion przyznawała, że komercyjny sukces The Colour of My Love był dla niej samej, jak i dla władz wytwórni sporym zaskoczeniem. Single The Power of Love, Think Twice i To Love You More wystrzeliły nazwisko Dion na szczyty list przebojów na wszystkich wiodących rynkach muzycznych. Ogromny popyt na muzykę Kanadyjki potwierdził wydany na początku 1995 roku krążek D’eux, który w ciągu zaledwie roku stał się najlepiej sprzedającym się globalnie francuskojęzycznym albumem w historii muzyki. Nikt w tamtym czasie nie spodziewał się, że sukcesy tych dwóch płyt staną się jedynie skromnym przedsmakiem tego, co miało nadejść w 1996 roku.

To niesamowite jak pracowita była w tamtym czasie Céline i jej team. W ciągu dwóch lat zdążyła objechać dwa razy cały świat dając łącznie 115 koncertów, wziąć huczny ślub z René Angélilem, nakręcić kilkanaście teledysków, nagrać album D’eux, wydać go, wypromować w niezliczonej liczbie eventów i programów telewizyjnych oraz pomiędzy to wszystko wcisnąć jeszcze kolejne sesje nagraniowe z myślą o czwartym albumie anglojęzycznym. Takie tempo zajechałoby niejedną dzisiejszą gwiazdę muzyki, nie tyle fizycznie, co psychicznie. Céline była jednak niesamowicie szczęśliwa – jej życie prywatne i kariera układały się wprost bajecznie. Kanadyjka kochała muzykę i występy przed publicznością. Energia, jaką emanowały w tamtym czasie jej występy jest niewyobrażalna. Nie ma dziwu, że kompania Columbia inwestowała w jej projekty coraz większe sumy – wszystkie zwracały się z astronomiczną nadwyżką.

Po paśmie mnożących się jeden po drugim sukcesów czwarty anglojęzyczny krążek Céline musiał być potężny. Przed artystką stanęło zadanie pokazania pełnej mocy swojego wokalu. To on miał być główną siłą napędową Falling Into You. Nie ma drugiej takiej płyty, na której wokal Céline osiąga tak wysokie rejestry. Jak sama artystka wspominała w jednym z późniejszych wywiadów w trakcie nagrywania All by Myself David Foster zagrał jej na ambicji mówiąc w pewnym momencie – Jeśli nie dasz rady, mogę poprosić o to Whitney. Fart chciał, że w tym samym dniu w pobliskim studiu Whitney Houston akurat nagrywała ścieżkę dźwiękową do The Preacher’s Wife. Nie powiedziałam ani słowa – zaśpiewałam All by Myself ze wszystkich sił, z całej duszy. Kiedy skończyłam, muzycy po drugiej stronie studia zaczęli bić brawa. W potężnej, melodramatycznej, soft rockowo – orkiestrowej balladzie All by Myself, będącej coverem piosenki Erica Carmena z 1975 roku Céline zaśpiewała ocierając się o granice bólu. To niebywałe, ale w tamtym czasie radio naprawdę kochało i wręcz czekało na takie numery!

Kolejną monumentalną, mocno rozbudowaną i epicką produkcją była blisko ośmiominutowa, fortepianowo – gitarowa ballada Jima Steinmana – It’s All Coming Back to Me Now, zaśpiewana pierwotnie przez grupę Pandora’s Box w 1989 roku. Do numeru nakręcono najdroższy w karierze Céline Dion teledysk, kosztujący w tamtym czasie 2,3 mln dolarów. Trzeba przyznać, że ktoś, kto podsuwał Kanadyjce te nagrania miał niezłego czuja i wizję na ukazanie światu potęgi jej wokalu. All by Myself i It’s All Coming Back to Me Now stały się przebojami wprost proporcjonalnymi do swojego rozmachu, stając się sygnaturowymi szlagierami Céline. Dzisiaj nikt nie wyobraża sobie bez nich jej koncertu. Podobnym rozmachem miał charakteryzować się pop – rockowy rollercoaster wykonywany pierwotnie przez Tinę Turner – River Deep, Mountain High. Mierzenie się z jej ikoną niestety nie przyniosło tak spektakularnego efektu jak w przypadku wspomnianych wcześniej ballad. Mimo, że numer w wykonaniu Céline na koncercie sprawdza się świetnie, to wersja Tiny zarówno studyjna jak i live, to jednak jest wersja Tiny. Pewnych numerów po prostu nie da się wyrwać z pierwotnych fundamentów. River Deep jest jednym z nich.

O wiele autentyczniej Céline wypada w coverze (You Make Me Feel Like) A Natural Woman autorstwa Carole King. Piosenkę wydano jako radiowy promo singiel w USA i Wielkiej Brytanii pod koniec 1995 roku a jego ukazanie się było zgrane z premierą albumu Tapestry Revisited: A Tribute to Carole King, będącego hołdem dla legendarnej amerykańskiej piosenkarki i autorki tekstów piosenek. Prawdziwa promocja Falling Into You wystartowała z początkiem 1996 roku. W USA na pierwszym singlu wylądowała klasyczna pościelówa autorstwa Diane Warren – Because You Loved Me, napisana z myślą o ścieżce dźwiękowej do filmu Up, Close & Personal. Numer stał się motorem napędowym płyty, nie schodząc z czołowych miejsc list przebojów przez kolejne kilka miesięcy. W Europie pierwszym singlem została nastrojowa, popowa, płynąca z marszowym rytmem, wsparta saksofonem i innymi dęciakami oraz zmysłowymi pociągnięciami cavaquinho ballada Falling Into You. Numer pierwotnie został nagrany przez argentyńską piosenkarkę Marie – Claire D’Ubaldo. Piosenka trafiła w ręce Céline, w momencie w którym odrzuciła ją Belinda Carlisle. Ta sensualna, subtelnie snująca się ballada jest najlepszym momentem płyty. Falling Into You prawdziwie uwodzi, jest pełen rozmaitych wokalno – brzmieniowych smaczków, emocji, pasji. Moje uwielbienie dla tego utworu i genialnego, nakręconego na południu Francji teledysku, którym został opatrzony jest absolutne.

Prawdziwą niespodzianką, ukrytą pod koniec tracklisty jest także ostatni singiel z płyty, którym została gospelowo – fortepianowo – gitarowa ballada Call the Man. Ktoś, kto decydował o wyborze singli, które miały zrobić z Falling Into You najlepiej sprzedający się album Céline Dion wybrał je wręcz modelowo. Na frot poszło pięć najmocniejszych punktów albumu. Efekt? 32 miliony sprzedanych egzemplarzy płyty. W blasku singlowego materiału czasem mniej, czasem bardziej giną niestety pozostałe części składające się na cały krążek. Poniekąd rozumiem zamysł nagrania anglojęzycznych wersji trzech piosenek z D’eux. W końcu dlaczego by nie przedstawić Pour que tu m’aimes encore, Je sais pas i Vole niefrancuskojęzycznej, szerszej publiczności? Dla mnie jest to jednak takie rozjeżdżanie się na boki czegoś, co w swojej pierwotnej formie było strzałem w dziesiątkę. Wiernym odzwierciedleniom numerów stanowiących najmocniejszy fundament D’eux w swojej anglojęzycznej formie – If That’s What It Takes, I Don’t Know i Fly – nie udało się w żadnym stopniu przebić oryginałów. To takie duble – buble niepotrzebnie rozpychające tracklistę do granic pojemności dysku.

Za duża liczba piosenek jest niestety sporą wadą Falling Into You, tak jak zresztą praktycznie wszystkich anglojęzycznych płyt Dion. Nie rozumiem tej odwiecznie towarzyszącej jej zasady, by wpychać na płytę tyle tracków, ile tylko się da. Dzięki niej, Dion nie nagrała nigdy równej, od początku do końca dobrze brzmiącej anglojęzycznej płyty. Na Falling Into You udało się przynajmniej uniknąć totalnego pomieszania gatunków muzycznych, który od następnej płyty stanie się kolejnym koszmarem globalnych wydawnictw Kanadyjki. Na Falling razi mnie mocno oldschoolowe Make You Happy oraz totalnie naiwne, ubrane w jakąś dziwnie poważną formę I Love You. O ile Make You Happy broni się jeszcze swoim energetycznym rytmem, który znacząco ożywia tę płytę, tak I Love You okropnie męczy ucho. O wiele lepiej wrócić do mrocznego, jakby filmowego, podkręconego latynoskim feelingiem Seduces Me, który jest na tym krążku zdecydowanie najlepszym niesinglowym numerem. Średnio zachwyca nagrane w deseń Lovin’ Proof z poprzedniej płyty – Declaration of Love. Typowe, koncertowe, performerskie nagranie, świetnie podgrzewające atmosferę na arenie pomiędzy pompatycznymi balladami. Takie numery w tamtym czasie były jednak Céline potrzebne – na koncercie nie mogła przecież śpiewać samych ballad, a album wypełniony samymi wolnymi piosenkami byłby absolutną przesadą. Lepiej od Make You Happy i Declaration of Love wypada soft rockowe, trochę nonszalancko zaśpiewane Your Light. Do całości niewiele wnosi natomiast rozmarzone, soczyste Dreamin’ of You. Trzy lata wcześniej Mariah Carey na podobną modłę nagrała już o wiele lepszy Dreamlover.

Czym dla kariery Céline Dion był Falling Into You? Krążek pchnął Kanadyjkę na absolutny szczyt sławy i w dość dużym stopniu uwiarygodnił ją na arenie międzynarodowej jako artystkę. Na tej płycie z wokalu Céline wyciągnięto absolutne maksimum. Jest to album, który doskonale wpasował się w panującą w mainstreamie modę na mocne, potężne, damskie głosy. Dzięki niej, ogromnej pracy Céline i jej ówczesnego teamu krążek w ciągu zaledwie roku znalazł się w odtwarzaczach u ponad 25 mln nabywców, a dzisiaj dzierży miano najlepiej sprzedającego się wydawnictwa z katalogu Kanadyjki. Niestety próbę czasu przetrwały jedynie melodramatyczne, epickie, wałkowane przez Céline na koncertach setki razy ballady typu All by Myself, It’s All Coming Back to Me Now czy Because You Loved Me. O kapitalnym utworze tytułowym mało kto dzisiaj pamięta, podobnie zresztą jak o reszcie albumu, która dryfuje gdzieś w próżni lat 90., wypełnionej po brzegi numerami z gatunku jednorazowego popu, do którego prócz zagorzałych fanów gwiazdy nie chce wracać dzisiaj praktycznie nikt. To trochę krzywdzące, ponieważ płyta, mimo, że za długa i momentami ocierająca się lirycznie o koszmarny banał, prezentuje w miarę spójną koncepcję, której głównym celem było ostateczne uczynienie z Céline Dion jednej z największych muzycznych potęg lat 90. Cel został osiągnięty – 32 miliony ludzi raczej nie mogły się mylić, więc na miarę swojego czasu krążek musiał mieć to coś. Z perspektywy lat, warto choćby z ciekawości sprawdzić co to było, ale też przypomnieć sobie, że Céline była wielka nie tylko po My Heart Will Go On, ale też i przed.


5 uwag do wpisu “Céline Dion – Falling Into You (1996)

  1. Uwielbiam Celine i uwielbiam Pana recenzje. Czy w związku z wypadającą w marcu tego roku 20 rocznicą wydania albumu „A new day has come” można spodziewać się recenzji tej płyty, stanowiącej powrót Celine z urlopu macierzyńskiego i swego rodzaju promocję show A new day… w Las Vegas?

    Polubione przez 1 osoba

    1. Dzięki! Co do recenzji ANDHC to nieśmiało nad nią myślałem, ale brak czasu trochę zweryfikował moje plany :) W swoim czasie na pewno napiszę coś o Let’s Talk About Love, S’il suffisait d’aimer i All the Way. No i coś o My Heart Will Go On :) pozdrawiam!

      Polubienie

      1. Wielkie dzięki za odpowiedź!!! Na pewno z wielką przyjemnością przeczytam wszystkie wpisy i recenzje dotyczące płyt i singli związanych z Celine :) Z powyższej listy szczególnie czekam na tę dotyczącą S`il suffisait d`aimer, bo o Let`s talk about love czy All the way troszkę było już wspominane chociażby w opisanych tutaj różnych rankingach.
        Będę jednak czekał wytrwale na recenzję płyty A new day has come, ponieważ jest to moja ulubiona anglojęzyczna płyta Celine, a wiem, że zwłaszcza do tej płyty (i piosenki Sorry for love :)) fani Celine mają niejednakowy stosunek. Z przyjemnością kiedyś poznam więc Twoje zdanie. Pozdrawiam :)

        Polubienie

Leave a Reply