Adele – 30 (2021)

Adele | 30 | 19 XI 2021 | ★★★★★

Adele jest dzisiaj najpotężniejszą międzynarodową gwiazdą muzyki. Nie ma w tej chwili nikogo wyżej. Brytyjka w ciągu ostatniej dekady pobiła wszystkie możliwe muzyczne rekordy, sprzedała swoje albumy w astronomicznych, wykraczających poza jakiekolwiek współczesne normy nakładach i zgarnęła za nie niezliczoną liczbę nagród. Artystka zawładnęła sercami milionów fanów w niemal każdym zakątku globu zamykając przy okazji usta najbardziej zrzędliwym krytykom muzycznym. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że na promocję wszystkich jej dotychczasowych nagrań i albumów wydano prawdopodobnie tyle, ile często topi się w zaledwie jednym wydawnictwie niejednej jej koleżanki z współczesnej czołówki popowego topu. Muzyka Adele praktycznie promuje się sama. To, że jej nowy krążek będzie największym muzycznym bestsellerem mijającego roku a może i nawet następnego było już wiadomo w momencie ogłoszenia daty jego premiery. Dzisiaj, kiedy 30 ujrzał wreszcie światło dzienne wiadomo także, że jest to kolejny w dorobku Adele jakościowy, świetnie zaśpiewany i zaaranżowany, pełen emocji longplay. Jak należy do niego podchodzić w kontekście jego dwóch legendarnych już poprzedników?

Adele wygrała swój sukces niezwykłą umiejętnością dzielenia się z ludźmi całą paletą rozmaitych emocji bezbłędnie odmalowanych i przekazanych za pomocą muzyki. Muzyki czerpiącej garściami od najwybitniejszych sław wokalnego soulu tj. Dusty Springfield, Aretha Franklin, Etta James czy Bette Midler. Na mocno autobiograficznym, będącym wynikiem rozstania z ówczesnym partnerem albumie 21 kotłowały się uczucia podsyconego chęcią zemsty gniewu, rozpaczy, żalu i osamotnienia aż po wyzwalającą z nich akceptację całej sytuacji. Adele przerobiła tutaj po kolei wszystkie uczucia jakie towarzyszyły jej po zakończeniu związku, mocno skupiając się na osobie swojego ex. Wydany cztery lata później 25 przybrał już bardziej refleksyjny i spokojny ton. Był to album na którym Adele rozliczała się z przeszłością w momencie kiedy wraz z narodzinami syna stanęła przed zupełnie nowym dla niej etapem życia – bycia matką. Krążek mocno zainspirowany albumem Ray of Light Madonny wprowadził do muzyki Adele elektroniczne warstwy, odświeżając w subtelny sposób jej charakterystyczny styl, wciąż mocno bazujący na wokalu i żywych instrumentach.

Na następcę 25 czekaliśmy sześć lat. Gdyby nie pandemia, dostalibyśmy ten krążek już rok temu, niemniej jednak kilkunastomiesięczne opóźnienie absolutnie nie zdezaktualizowało niczego, co zostało na nim zawarte. Adele przyzwyczaiła nas, że wydaje swoje albumy w bardzo ważnych momentach swojego życia a muzyka jest dla niej swego rodzaju terapią. Formą, która pozwala jej wyrazić siebie, rozprawić się z wewnętrznymi demonami, zdystansować się do różnych wydarzeń, wysnuć właściwe wnioski i spojrzeć w przyszłość z prawdziwą nadzieją. Jest to nierozerwalnie sprzężone z jej wewnętrznym Ja, które w kluczowych momentach życia dąży do uzewnętrznienia kotłujących się w nim emocji w takiej a nie innej postaci. Adele wygrywa prawdą. Album 30 wyrósł na bazie doświadczeń wyniesionych z rozwodu i macierzyństwa w jego obliczu a także z przemyśleń na temat samej siebie, sławy i związanej z nią presji. To najbardziej osobista płyta Adele: Ten album naprawdę mi pomógł. [Nagrywając go] wkroczyłam do piekła i z niego wróciłam. […] myślę, że niektóre piosenki na nim zawarte naprawdę mogą pomóc innym ludziom.

Jednym z takich utworów jest czerpiący z mocno zakorzenionego w latach 60. pop – rocka Hold On. Jest to najbardziej wzmacniający hymn w dorobku artystki, wykończony prostym, powtarzalnym, zaśpiewanym przez przyjaciół Adele Just hold on!. To, co wszyscy śpiewają [pod koniec utworu] jest tym, co zwykli mi mówić moi przyjaciele. Dlatego chciałam, żeby zaśpiewali to oni a nie chór. – tłumaczyła Adele. Znamienny jest fakt, że gwiazda po raz pierwszy wlała w swoje nagranie taką dawkę optymizmu. Dzisiaj, dzięki swojemu synowi woli częściej spoglądać w przyszłość, niż rozpracowywać przeszłość tak jak na 21. Wymagało to od niej ogromnej pracy nad swoim ego, o którym śpiewa w I Drink Wine. Mam nadzieję, że nauczę się przezwyciężać siebie i przestanę próbować być kimś innym – kwituje wymownie w tekście piosenki. W nagraniu wykorzystano sztuczkę Barry’ego Manilowa – idąc śladem legendy amerykańskiego soft rocka, Adele zaśpiewała w nim każdy refren inaczej. Dodatkowo, nagrywając chórki wcieliła się w różne postacie, które symbolizują różne odcienie jej osobowości. W singlowym Easy On Me Adele odniosła się jednak głębiej do swojego życia, które nazwała rzeką, w której nie ma złota. By pójść naprzód musiała „rozwieść się z samą sobą” – dzieckiem, które doświadczyło wielu trudnych chwil i nie odnalazło szczęścia w pierwszych latach życia i żoną, która pomimo wieloletnich starań nie odnalazła w małżeństwie wartości, które mogłyby je ocalić.

W wędrującym w rejony r&b My Little Love artystka zwraca się do swojego syna Angelo, chcąc mu uświadomić kim naprawdę jest – wielowarstwową i skomplikowaną kobietą o tożsamości poza ich związkiem, która walczy, płacze i cierpi. Adele daje synowi do zrozumienia, że jest jedynym, który może ją uratować. W utwór wpleciono fragmenty rozmów z chłopcem oraz nagranie z poczty głosowej zostawione przez Adele na skrzynce swojego przyjaciela. Na albumie znalazł się także akustyczny utwór skierowany do jej byłego męża. Kobieta beszta go za to, że marnuje potencjał tkwiący w ich związku: To takie smutne, że człowiek taki jak Ty, może być tak leniwy […] Jedyne co robisz, to narzekasz na decyzje, które podejmujesz. Jak mogę Ci pomóc, jeśli nie reagujesz? Adele kieruje tutaj także uwagi do siebie jako kobiety, która uczyła się przez doświadczenie: Kochanie Cię było przełomem. Zobaczyłam, co naprawdę potrafi moje serce. Teraz inny mężczyzna dostanie miłość, którą mam dla Ciebie, bo nie dbasz o nią.

Płyta zaczyna się filmowym, wyrwanym żywcem z jakiegoś starego, czarno – białego amerykańskiego filmu, smooth – jazzowym Strangers by Nature. Nagranie jest hołdem dla Judy Garland i celowo emanuje klimatem filmów złotych lat Hollywood. W kinowym stylu lat 60. Adele również zamyka płytę. Jak sama wspominała, w trakcie nagrywania Love Is a Game oglądała Śniadanie u Tiffany’ego. Pełen smaczków, jazzowy, muśnięty smykami i wokalnym stylem Judy Garland Game został napisany jakby był utworem z napisów końcowych do filmu. Jest to nagranie, które przywołuje z niego najlepsze migawki ale ostatecznie przenosi słuchacza z powrotem w jego rzeczywistość. Dla Adele jest to przejście w zupełnie nowy etap życia. Zanim jednak to następuje Brytyjka raczy nas 7 – minutową, łamiącą serce balladą To Be Loved w której śpiewa jedynie przy akompaniamencie fortepianu. Mało która artystka jest w stanie osiągnąć dzisiaj taki poziom wokalnej ekspresji przy minimalnym instrumentarium. Adele bardzo dokładnie werbalizuje tutaj ból, który towarzyszył jej w momencie rozpadu jej małżeństwa: Być kochaną i kochać na najwyższym poziomie oznacza utratę wszystkich rzeczy bez których nie mogę żyć. Niech będzie wiadomym, że wybiorę przegraną. To poświęcenie, ale nie mogę żyć w kłamstwie. Niech będzie wiadomym, że próbowałam.

Jednym z najbardziej nośnych numerów na 30 jest Oh My God, w którym Adele opowiada o przejęciu kontroli nad swoim życiem po najbardziej depresyjnym okresie w swoim życiu. Adele ponownie czuje się singielką, której udaje się na chwilę zapomnieć o gorzkich doświadczeniach w rytm pulsującej, prężnie wybrzmiewającej klubowej muzyki. Dojście do tego momentu zajęło jej jednak sporo czasu. O tym okresie opowiada pozornie optymistyczny, oparty ściśle o jakby improwizowane partie wokalne, wsparty wyklaskiwanym rytmem i czerpiący z reggae Cry Your Heart Out. Popowy refren ciągnie w górę Can I Get It traktujący o chęci bycia w nowym związku, ale nie takim który przerodziłby się w przypadkowy seks. Artystka zdradza, że po to zostawiła swoje małżeństwo by iść naprzód, a nie cofać się w czasy incydentalnych randek, z których zazwyczaj nic nie wynikało. Odą do odurzającego uczucia zakochania się w kimś nowym Adele nazwała utwór All Night Parking zawierający wsamplowaną partię fortepianu, na którym gra Erroll Garner. Ten elegancki vintage smooth – jazzowy przerywnik jest jednocześnie najbardziej romantycznym momentem 30. Szybko jednak okazuje się, że pierwsza relacja po rozwodzie była jedynie romansem na odległość od początku skazanym na fiasko.

Jeżeli po nowym albumie Adele oczekujecie hitów pokroju Rolling In the Deep, Set Fire to the Rain czy Hello to zdecydowanie takich na nim nie znajdziecie, mimo, że są tutaj co najmniej trzy przyjemnie łechcące ucho, względnie radiowe melodie. Nie można jednak powiedzieć, że są to numery pędzące za trendami w jakiś sposób wymuszone poprzednimi dokonaniami gwiazdy. 30 jest krążkiem nagranym z pominięciem wszystkiego co dzieje się we współczesnym mainstreamie. To czerpiący garściami z ekspresyjnego, skupionego mocno na wokalu pop – soulu środka lat 60., bardzo filmowy, utrzymany w stylu psychodelicznego retro – noiru z delikatnymi wpływami rock’n’rolla album nagrany w totalnej izolacji od świata, celujący w bardziej dojrzałe i wrażliwe ucho. Adele wykazała się dużą odwagą, publikując płytę tak mocno odrzucającą wszystkie prawidła rządzące światem muzyki popularnej. To ogromny komfort móc nagrać tak intymną, pozbawioną komercyjnych lepów muzykę będąc na samym szczycie sławy. O taki przywilej wielu artystów toczy z swoimi wytwórniami wieloletnie boje. Adele nie przebije tym albumem sufitu, który zbudowała dekadę temu wydając 21. Prawdopodobnie nie kupi nim też publiczności tak jak zrobiła to wraz z 25. 30 nie jest jednak albumem zrobionym dla sławy. To trudna, wymagająca dużej uwagi i wrażliwości płyta, niekoniecznie dla każdego. Brytyjka solidnie wzmocni nią swój niepodważalny status największej muzycznej ikony we współczesnej popkulturze. Przede wszystkim jednak przeistoczy się wraz z nią w pełni dojrzałą, kompletną i świadomą siebie artystkę przez naprawdę duże A.


Jedna uwaga do wpisu “Adele – 30 (2021)

Leave a Reply