Goldfrapp – Silver Eye (2017)

goldfrapp silver eye
Goldfrapp | Silver Eye | 31 III 2017 | ★★★★

Na ile lat urwał się film brytyjskiemu duetowi Goldfrapp? Na jedyne cztery. Cztery lata, po których powrót na scenę z nowym krążkiem może okazać się nie lada wyzwaniem i równie zaskakującą niespodzianką. Jeżeli wykonawca nie ma za sobą szwadronu zagorzałych fanów, wiernych mu przez lata, po takiej absencji ocknięcie się na dynamicznie zmieniającym się muzycznym rynku może być naprawdę ciężkie.

Nie wszystkim udaje się zatrybić w nowych realiach, nawet największym, niezatapialnym dotąd legendom – dlatego między innymi po pierwszym pełnym tygodniu sprzedaży gro płyt przepada na listach jak kamień w wodę, a Ci, którzy nie mają milionów odtworzeń w serwisach streamingowych szanse na wbicie się i przetrwanie w sprzedażowej czołówce mają praktycznie żadne. W dobie dominacji streamingowego, przewidywalnego chłamu ważne jest umocnienie swojej pozycji przez wypuszczanie dobrego jakościowo, nowego materiału, ale też aktywną działalność koncertową czy pojawianie się na ciekawych festiwalach. Ten, kto dba o to, żeby odgrzewane kotlety umiejętnie serwować pomiędzy daniami w stylu fresh and fit zawsze będzie miał komplet na koncercie, obroni się tutaj i może się wypiąć na całą streamingowo-cyfrową mainstreamową maszynę. Jak w nowej rzeczywistości odnalazła się formacja Goldfrapp? Czy album Silver Eye jest na tyle dobry jakościowo, że duet będzie w stanie przekuć sprzedażowo-streamingową klapę w kolejny w swoim dorobku artystyczny sukces?

Na nowym albumie Goldfrapp bardziej dopieszcza swoich zatwardziałych koneserów, aniżeli celuje w pozyskiwanie zupełnie nowych adoratorów. Świadczy o tym odwołanie do najlepszych w historii zespołu czasów albumów Black Cherry i Supernature. Kolejny flirt z folktroniką a’la Tales of Us nie zdałby teraz egzaminu, dlatego Will Gregory na nowo odpala syntezatory i wraz z magnetycznym wokalem Alison muzycznie zabiera nas w kolejną podróż po electro – tym razem w wersji dark. Alison zawsze twierdziła, że muzyka jest wizualna, dlatego w całą wyprawę tradycyjnie zabiera nas w iście surrealistycznym klimacie.

Folktroniczna przygoda zespołu sprzed czterech lat odbiła jednak na Silver Eye swoje piętno – w przeciwieństwie do Black Cherry i Supernature, więcej tutaj melodii rozmytych, będących esencją i nostalgicznym odbiciem tamtych czasów. W całej tej dźwiękowej, matowej palecie podróż po dark-electro przybiera bardziej formę szkolnej wycieczki, aniżeli ekspedycji na jakąś szeroko zakrojoną skalę. W momencie, w którym rozpoczyna się prawdziwa ekspedycja, czyli w numerze Ocean, płyta się kończy i nie pozostaje nic, z wyjątkiem jednego wielkiego pytajnika. Czymże jednak byłby ten duet bez pozostawiania po sobie pytajników?

Płytę otwiera singlowe, nader przejrzyście i wartko wybrzmiewające preludium w postaci utworu Anymore. Szczyptę wyzywające i zaczepne Systemagic teleportuje słuchacza w czasy Black Cherry. Później następuje set kompozycji wyrwanych niczym z kosmicznej próżni. Słuchając niektórych momentów Tigerman, Faux Suede Drifter, Zodiac Black czy Beast That Never Was można poczuć się jak astronauta na kosmicznym spacerze, przed którego oczami powoli przetacza się niebieska planeta, na której o istnieniu życia przypomina atmosferyczny wokal Alison, a za nim rozpościera się bezkresna czarna otchłań, odmalowana w postaci groźnie wybrzmiewających syntezatorów. Myśli astronauty syntezują się gdzieś wokół przeszłości, którą w tym przypadku są wszystkie poprzednie dokonania duetu. Międzygwiezdny mix mrocznej elektroniki, ambientu i ejtisowego synth-popu z wyższej półki ubrany przez Alison w fantazyjne wokalne i wizualne szaty.

Powrót do rzeczywistości następuje wraz z Everything Is Never Enough, zerkającym w dancefloorowe czasy albumu Supernature. Hipnotyzujące Moon In Your Mouth zapowiada prawdziwe odrealnienie, które następuje wraz z nasączonym dramatyzmem utworem Ocean, będącym kulminacyjnym punktem albumu i zarazem najlepszym jego fragmentem.

Silver Eye reprezentuje sobą to, co w muzyce Goldfrapp najlepsze. Krążek mógłby spokojnie nosić podtytuł Goldfrapp – The Essentials. Jedyne czego mi brakuje na tej płycie, to trochę odważniejszej eksploracji mrocznych zakamarków muzyki elektronicznej. Słuchając tego albumu można kompletnie oderwać się na trzy kwadranse od rzeczywistości. Niebanalny, chłodny ale bardzo ponętny wokal Alison Goldfrapp wiedzie nas na manowce nieświadomości, ospale materializującej się w postaci syntetycznych, psychodelicznych, elektronicznych dźwięków.

Żeby nie było zbyt sennie, Alison kusi i miesza słuchaczowi w głowie porywając go znienacka w kolejny wymiar nieświadomości, do jakiejś urojonej dyskoteki. Gdyby tych skoków na parkiet było trochę więcej – byłbym wniebowzięty. Mimo tego, nie sposób się temu wszystkiemu oprzeć. Płyta-góra lodowa oderwana od lodowca szelfowego, którym jest współczesny rynek muzyczny. Dryfuje gdzieś blisko niego, ale siłą rzeczy nie trafią na nią masy. To dobrze, ponieważ będzie to wciąż muzyka dla wybranych a słuchanie Goldfrapp będzie nadal przyprawione szczyptą ekstrawagancji.


Jedna uwaga do wpisu “Goldfrapp – Silver Eye (2017)

Dodaj komentarz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s