
Od muzycznego debiutu Ariany Grande minęło w ubiegłym roku 10 lat, w trakcie których gwiazda wydała aż sześć albumów. Piosenki takie jak Problem, Love Me Harder, Thank You, Next czy 7 Rings można już spokojnie zaliczyć do klasyków pokolenia Z. O jakości publikowanych przez nią albumów można by wiele dyskutować – w dotychczasowym dorobku Ari ma albumy naprawdę udane, jak i totalnie miałkie, kompletnie nic nie wnoszące do muzyki, prócz jednego, czy dwóch mainstreamowych hitów. Wysoka częstotliwość publikowania ostatnich, w zasadzie niewiele różniących się od siebie płyt dodatkowo sprawiła, że jako artystka stała się dla mnie trochę nijaka. Sama Ariana najwyraźniej mogła mieć podobne odczucia, skoro po wydanym w 2020 roku Positions zaangażowała się w inne, bardziej rozwojowe projekty, robiąc sobie stosunkowo długą jak na nią, przerwę od muzyki. Dzisiaj artystka opublikowała swój siódmy krążek Eternal Sunshine, promowany house’owym przebojem yes, and?. To niebywałe, ale jeszcze w połowie ubiegłego roku Ariana w ogóle nie miała w planach tego albumu!
W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy artystkę pochłonęła rola w filmowej, dwuczęściowej adaptacji brodwayowskiego musicalu The Wicked. Pierwsza odsłona projektu ma zadebiutować na wielkim ekranie już pod koniec tego roku, druga za dwa lata. W jednym z ostatnich wywiadów Ariana przyznała: Nie planowałam [tworzyć teraz nowej muzyki]. Nie miałam na celu nagrywania albumu. Właściwie do końca byłam przeciwna wypuszczeniu muzyki przed Wicked, czy to w obu częściach, czy tylko w jednej. Co takiego się stało, że dzisiaj możemy raczyć się jej nowymi nagraniami? W Hollywood pojawiły się strajki filmowców, które skutecznie storpedowały prace nad filmowymi produkcjami z udziałem gwiazdy. Zbiegły się one z decyzją o rozwodzie Ariany z Daltonem Gomezem. Mając sporo wolnego czasu od pracy i będąc na życiowym zakręcie Ari zaczęła więc pisać piosenki, ale jak sama przyznała bez parcia na ujawnienie ich światu. Po kilku spotkaniach z Max Martinem w nowojorskim Jungle City Studios, tworzenie muzyki jednak tak ją pochłonęło, że zmieniła zdanie: Pomyślałam, że może te piosenki powinny ujrzeć światło dzienne, skoro same tak po prostu ze mnie wyszły. Po zaledwie kilku tygodniach nagrań, pod koniec ubiegłego roku materiał był gotowy do publikacji. Co ciekawe, Ariana postanowiła podzielić się albumem, płynąc pod prąd marketingowym trendom panującym na rynku. Przed premierą Eternal Sunshine wypuściła zaledwie jeden singiel, tłumacząc swoją decyzję pragnieniem tego, by jej fani tym razem doświadczyli albumu w pełni.
Eternal Sunshine zgodnie z zapowiedziami Grande jest rodzajem albumu koncepcyjnego, zawierającego różne, mniej lub bardziej uwydatnione fragmenty tej samej historii obejmujące utwory naprawdę wrażliwe, po nieco luźniej potraktowane tracki, których oczekują od niej słuchacze. Tytuł płyty został zainspirowany filmem Eternal Sunshine in the Spotless Mind z 2004 roku. Podobnie jak on, nowy album Grande opowiada o tym, że możesz pamiętać złe wspomnienia, ale nigdy nie zapomnisz, ani nie będziesz chciał zapomnieć tych dobrych. Płyta traktuje więc głównie o rozwodzie, relacjach międzyludzkich i związkowych, rozczarowaniach i pozytywach z tego wynikających oraz sławie i mierzeniu się z krytyką swojego życia osobistego. W nowych nagraniach Grande zawarła całe dobro i zło, z którym spotkała się w ostatnich latach jako osoba publiczna pragnąca mieć swoje zwykłe, szczęśliwe, przyziemne, rodzinne życie. Całość ubrano w nowoczesną mieszankę muzyki house, funk i r&b, odwołującą się głównie do lat 90. w których gatunki te przeżywały swój mainstreamowy rozkwit. Max Martin i Ilya Salmanzadeh zadbali o to, by wszystko zabrzmiało tu modnie. Sztokholmska kopalnia przebojów po kilku latach zadyszki jakimś cudem znów wrzuciła wyższe obroty.
Jeżeli ktoś oczekiwał, że wypuszczony na pierwszym singlu, taneczny yes, and? będzie zwiastunem większej ilości tego typu numerów na całym albumie to niestety może przeżyć pewne rozczarowanie. Enternal Sunshine jest płytą utrzymaną głównie w średnim, a momentami wręcz w wolnym tempie. To taki przyjemnie wibrujący album odzwierciedlający refleksyjny stan, w którym podczas jego tworzenia znajdowała się Ariana Grande. Piosenkami, które zdecydowanie wybijają się na pierwszy plan są bez wątpienia garściami czerpiący z funku bye, mroczny, przywołujący momentami późne lata 90. true story, mieniący się klubowym klimatem we can’t be friends (wait for your love), wpadający w soul supernatural i promujący całość, oparty na madonnowym samplu yes, and?. Przyzwoicie wypadają ubrane w r&b kawałki będące mieszanką stylu reprezentowanego pod koniec lat 90. przez Mariah Carey i Janet Jackson – tytułowy, sielankowy eternal sunshine, słodko – gorzki don’t wanna break up again czy utrzymany w stylu bardziej trap – hopowej Grande the boy is mine. Miło zaskakuje oszczędny, akustyczny i bardzo emocjonalnie zaśpiewany imperfect for you oraz ordinary things – zamykający zestaw duet z… 98 – letnią babcią Marjorie „Nonni” Grande! Płyta ujmuje spójnością i fakt, że trwa zaledwie 35 minut sprawia, że nie nudzi, ale naprawdę wciąga i odpręża. Mając luz w tworzeniu, Arianie udało się stworzyć najdojrzalszy album w swoim dorobku, pozbawiony przypadkowych kawałków wziętych z producenckiego supermarketu.
Eternal Sunshine to płyta zgrabnie skrojona pod aktualne trendy, pokazująca Arianę Grande z perspektywy kogoś, kto w muzyce może, ale nie musi. Miała ochotę na taki album, to go nagrała, chociaż wcale nie zamierzała, ani tym bardziej nie musiała. Muzyka pomogła jej przeżyć rozstanie i zrozumieć, że jest ono nie tylko końcem, ale i początkiem czegoś nowego, lepszego. Ariana nie jest już tutaj tą samą dziewczyną, która dekadę temu wyśpiewała światu Problem. Mam jednak wrażenie, że nadal w pełni nie rozwija wokalnych skrzydeł, chociaż możliwości ma ogromne. Czuć również, że czasy taśmowej produkcji przebojów na potrzeby wytwórni i mainstreamu chyba są już za nią, o czym świadczy dość skromna promocja jak na comeback po czterech latach. Czy widzę szanse na to, by za kilka, czy kilkanaście lat Eternal Sunshine był pojmowany jako kamień milowy w karierze Ariany czy coś ikonicznego dla współczesnej muzyki? Nie do końca. Brakuje mi tu ponadczasowej, bardziej innowacyjnej muzycznie myśli. Na pewno jednak będzie to ważna płyta dla samej Grande. Myślę, że nie mając presji w nagrywaniu nowego materiału i tworząc coś prostego, będącego wynikiem jej osobistych frustracji i refleksji Ariana dopiero jest przed swoim najważniejszym albumem. Teraz o wiele istotniejszy jest dla niej projekt The Wicked, na który poświęciła nieporównywalnie więcej czasu niż na tę płytę. I to on może być dla jej kariery pierwszym, prawdziwym przełomem, który wytyczy jej kurs na kolejną dekadę działalności.
