Depeche Mode – Where’s the Revolution (2017)

depeche-mode-wheres-the-revolution_cover-500x500
Depeche Mode | Where’s the Revolution | 3 II 2017 | ★★★★★

Where’s the revolution? C’mon, people. You’re letting me down – w kontekście ostatnich dokonań Depeche Mode słowa refrenu ich nowej piosenki brzmią trochę jak ironia. Zapowiedź płyty Spirit w karierze zespołu nie przynosi ani rewolucji, ani zbytniej ewolucji. Czy z tego powodu nowe nagranie brytyjskiej legendy powinno zostać od razu zdyskwalifikowane?

Nie do końca. Depeche Mode z nikim nie podpisywali kontraktu na przeskakiwanie samych siebie wraz z każdą kolejną płytą. Byli młodzi, mieli więcej pomysłów, są starsi, pomysłów w głowach mniej, ale za to potężny dorobek, którego wiecznie przebijać się po prostu nie da. Where’s the Revolution to powrót po sporej przerwie, bowiem od czasu premiery albumu Delta Machine upłynęły już prawie 4 lata. Jest to kompozycja lirycznie wbijająca się w nurt narastających niepokojów części społeczeństwa w związku z falą umysłowego hermetyzmu, zalewającego kolejne kraje. Nie bez powodu, nie bez niczyjej winy. Numery o politycznym wydźwięku nie są niczym nowym w wypadku tej kapeli – depeszowcy robili to już 30 lat temu, mogą pozwolić sobie na to także w 2017 roku. Nie jest to szlagier wrzynający się w głowę od pierwszego przesłuchania – utwór zyskuje dopiero po kilku odtworzeniach, oczywiście na nie byle jakim sprzęcie. Ewolucji nie ma, jest na pewno bardziej elektronicznie niż na Delta Machine ale czasem mam wrażenie, że Revolution to taki składak mielący motywy używane przez zespół wiele lat wcześniej.

Where’s the Revolution traktuję jako utwór skrojony na koncertowy hymn mający porwać tłumy. To tutaj powtarzane jak mantra tytułowe pytanie ma zyskać moc, która w średnim stopniu jest wyczuwalna w wersji studyjnej. Depeche Mode mają ten komfort, że nie muszą dokonywać rewolucyjnych zmian w swoim brzmieniu, żeby zapełnić sobie pełne hale koncertowe. Mają szczęście w twórczym nieszczęściu, którego może im pozazdrościć cała masa wykonawców. Nawet jeśli nagrają „jakąś” płytę i tak nagrania z niej wkomponowane w zestaw szlagierów z lat 80. i 90. będą brzmiały dobrze na koncercie. Wydaje mi się, że Where’s the Revolution może jeszcze odrobinę zyskać w kontekście całego albumu, który według zapowiedzi ma być „mocny dźwiękowo, jak i w kwestii przesłania”. Oczywiście szumne zapowiedzi mogą rozminąć się z rzeczywistością, to taki efekt uboczny komercyjnej maszyny. Każdy początkowo zachwala swoje nowe wydawnictwo. Później, po latach, wykonawcy ujawniają swój prawdziwy stosunek do danego przedsięwzięcia – tak kiedyś było z albumem Exciter. Konkretne przesłania i doświadczenia rodzą jednak inspirację. Ta z kolei może stać się mocną klamrą łączącą brzmienie z liryczną, wokalną i wizualną odsłoną danego wydawnictwa. Jeśli jednak na Spirit nie będzie innych, faktycznie mocniejszych sił napędowych niż Where’s the Revolution – marny los tej płyty.

2 uwagi do wpisu “Depeche Mode – Where’s the Revolution (2017)

  1. Nawet takie legendy jak Depeche Mode muszą się kiedyś wypalić jeżeli chodzi o tworzenie nowych płyt, szkoda tylko, że nawet ich kiepskie albumy są dużo lepsze od 95% obecnej muzyki popularnej.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do zygmuntlotos Anuluj pisanie odpowiedzi