W kręgach bliskich wytwórni Warner Dua Lipa jest od kilku lat określana mianem „nowej Madonny”. 28 – letnia artystka konsekwentnie, począwszy od momentu debiutu płytowego w 2017 roku buduje wizerunek jednej z największych gwiazd popu w kręgach pokolenia Z. Jej dwie pierwsze płyty w samym serwisie Spotify wygenerowały do dzisiaj niemal 25 miliardów streamów a na platformie YouTube wszystkie wideoklipy z jej udziałem przebiły niedawno poziom 10 miliardów wyświetleń. Nie ma dziwu, że nowa muzyczna era w karierze Dui była przez wiele miesięcy z niecierpliwością wyczekiwana przez fanów na całym świecie. Wszyscy zastanawiali się, czym tym razem uwiedzie słuchaczy nowa diwa dance – popu. Pierwszy zwiastun trzeciej płyty wydano pod koniec ubiegłego roku. Houdini, mimo świetnych recenzji, ku zaskoczeniu wielu nie okazał się jednak drugim Don’t Start Now czy New Rules. Wielkim przebojem nie można nazwać także opublikowanego w połowie lutego Training Season, ani tym bardziej najnowszego singla Illusion. Dlaczego „Radykalny Optymizm” wciąż nie udzielił się masowej publiczności? Czy wydanie albumu zmieni ten stan rzeczy? Czy wśród premierowych nagrań kryje się przebój na miarę Levitating bądź Break My Heart?
Prace nad nową muzyką Dua rozpoczęła jeszcze przed startem trasy koncertowej promującej album Future Nostalgia. Przygotowania do trasy zajęły sporo czasu, więc artystka postanowiła wykorzystać dodatkowy czas na pisanie piosenek z myślą o kolejnym projekcie. Tych powstało aż… 97. Większość z nich to były oczywiście tylko szkice, które w ogóle nie zostały wzięte pod uwagę podczas finalnych nagrań. Do kosza trafiła większość pomysłów powstałych przed startem tournée a studyjnej ewolucji doczekały się głównie późniejsze numery. Nagrania rozpoczęto już w 2022 roku a Brytyjkę w studiu wsparli Kevin Parker z Tame Impala, Tobias Jesso Jr. i Danny L. Harle. W odróżnieniu od dwóch pierwszych płyt, tym razem proces twórczy przybrał bardziej swobodną formę, ale został mocno zainspirowany czasami pandemii: Szczerze mówiąc, przy ostatnim albumie i trasie koncertowej często przychodziło mi na myśl określenie „radykalny optymizm”, ponieważ miałam wtedy wiele wzlotów i upadków. Było wiele momentów, w których nie wszystko poszło tak, jak sobie zaplanowałam. Były chwile, gdy czułam się, jakbym tonęła i jednocześnie czułam, że muszę płynąć dalej, myśleć optymistycznie, że wszystko na końcu jakoś się ułoży. Zawsze, gdy masz wrażenie, że dzieje się coś złego, jest jakieś światełko w tunelu. Jestem szczęśliwa, że udało mi się stworzyć album, który to dla mnie reprezentuje.
Nie ulega wątpliwości, że Future Nostalgia była dla ludzi pewną formą wytchnienia i oderwania od mrocznej, pandemicznej rzeczywistości. To w pewnym sensie bardzo pomogło tej płycie urosnąć do rangi monstrualnej, promowanej w pewnym momencie bez końca kury znoszącej złote jaja. Warner wydoił z tego albumu chyba wszystko, co tylko się dało. Promowanie pewnych projektów w nieskończoność nie jest oczywiście niczym dziwnym w przemyśle muzycznym. Wystarczy przypomnieć sobie trwające po dwa lata bądź dłużej kampanie wspierające albumy Michaela Jacksona. Warner widząc popyt, robił z Duą Lipą dokładnie to samo. Tak, robił. Najnowsze przecieki z wytwórni gwiazdy świadczą o tym, że jak popyt słabnie, kurek z pieniędzmi na dalszą promocję również nie będzie odkręcony na full. Biorąc pod uwagę wyniki trzech pierwszych singli można stwierdzić, że szału na koncepcję tytułowego „radykalnego optymizmu” raczej… nie ma. Kolejne, wydane po Houdini piosenki sprawiają wrażenie jakby promowały jakiś bardziej rozbudowany suplement do poprzedniej płyty, a nie zupełnie nowy, odrębny projekt. I to chyba po kolei coraz bardziej je topi, zamiast wznosić na fali popularności. A kandydatów do roli Levitating czy Break My Heart niestety wśród reszty utworów wcale nie słychać…
Nie zrozumcie mnie jednak źle. Bardzo kibicuję Dui i chciałbym, żeby ziściło się jej marzenie o wieloletniej karierze usłanej sukcesami. Radical Optimism mimo wyraźnego braku klasycznych przebojów jest naprawdę w porządku! Zapowiedzi o inspiracjach britpopem a la Oasis, trip – hopem w stylu Massive Attack czy psychodelią lat 70. co prawda były trochę przesadzone, ale nie da się ukryć, że czasem są słyszalne i fajnie urozmaicają głównie dance – popowe szkielety poszczególnych piosenek. Niewątpliwym atutem tego wydawnictwa jest to, że jest krótkie i w miarę równe. Jest tutaj sporo gitar, mocno nabasowanych numerów i syntezatorowych sztuczek robiących specyficzny retro – klimat przywołujący na myśl poprzednią płytę gwiazdy. Począwszy od End of an Era – energetycznego, wspartego migoczącymi syntezatorami a la Benny Andersson i całościowo przywołującego klubowego ducha lat 90. w stylu Stardust aż po zamykające płytę stopniowo rozwijające się, autorefleksyjne, gitarowo – perkusyjne, połechtane klawiszami i mające w sobie jakiegoś ducha Ray of Light Madonny Happy for You album naprawdę trzyma niezły poziom. To produkcja, która stoi detalami. Bardzo mocnym punktem jest rzucony na pierwszy ogień, neo – psychodeliczny, wpadający w lata 80. Houdini. Nie do końca mam przekonanie do wyboru kolejnych singli – Training Season i Illusion. O ile Season w warstwie brzmieniowej subtelnie uwalnia aurę zespołu ABBA (wsłuchajcie się w instrumental, zwłaszcza w finalnej partii!), tak Illusion w zasadzie nie zaskakuje niczym szczególnym. O ironio, pierwszy wsparto wyjątkowo nijakim teledyskiem, a drugi jednym z lepszych w dorobku gwiazdy!
Wybór utworów promocyjnych z tak równo brzmiącej płyty nie był jednak prostym zadaniem. Gdybym mógł decydować w tej kwestii, raczej postawiłbym na bardziej odważne numery. Pierwszym z nich byłby eksplorujący post – disco Whatcha Doing a drugim eksperymentalny, zaczynający się trochę w stylu Amy Winehouse, momentami rozmarzony i zawierający jakieś bliżej nieokreślone orientalne elementy French Exit, będący dla mnie najciekawszym elementem Radical Optimism. Trzecim kandydatem bez wątpienia byłaby uwodząca akustyczną gitarą, wyklaskiwanym rytmem i męskimi chórkami Maria. Z utworów, które szczególnie przypadły mi do gustu, ale bez singlowego potencjału, wyróżniłbym jeszcze nagrane na wyjątkowym speedzie Falling Forever w którym wokalnie Dua czasem przypomina mi Katy Perry. Dla wielu zaskakujący może być także stosunkowo krótki, taki trochę studyjnie brzmiący, typowo gitarowy Anything for Love. Oprócz wspomnianego wyżej Illusion nie do końca przekonuje mnie też jeden z ulubionych numerów samej Dui – These Walls. Mam jakieś przeczucie, że jeśli w ogóle dojdzie do wydania kolejnych singli z Radical Optimism, to ten track będzie jednym z (nie)szczęśliwych wybrańców.
Nowemu wydawnictwu Dui brakuje wiralowego, nośnego potencjału, na którym wybiły się jej dwa poprzednie albumy. Osobną kwestią jest fakt, że Dua i jej team po poprzedniej erze chyba trochę osiedli na laurach, przyjmując za pewnik wielkie powodzenie następnego projektu. W dobie błyskawicznie zmieniających się trendów, bezkrytyczna wiara w swoją wielkość może być dla artysty niestety bardzo zgubna, zwłaszcza, jeżeli nie do końca ma się za sobą największy na świecie rynek amerykański. A Dua, nie będąc rodowitą Amerykanką, niestety wciąż nie ma tam stabilnej bazy fanów. Myśląc nad długofalowym rozwojem swojej światowej kariery, trzeba byłoby nad tym fandomem zdecydowanie bardziej popracować – raczej już jednak nie z tą płytą. Nie mam też przekonania do tego, czy cała koncepcja wokół której kręci się Radical Optimism ma aż taki wielki potencjał, jaki Dua myślała, że może mieć. Rozumiem, że płyta była planowana już na etapie tworzenia Future Nostalgii, ale prawdopodobnie zdecydowanie lepiej zamysł na nią chwyciłby w czasie pandemii. Dzisiaj mało kto już pamięta te mroczne czasy, więc nie dziwi fakt, że całość nie rezonuje z publiką tak jak Nostalgia. Pozostaje też pytanie, czy album poprzedzony dwiema tak potężnymi erami powinien wyrosnąć na takim „swobodnym podejściu”, o którym wielokrotnie, w rozlicznych wywiadach opowiadała Brytyjka.
W przypadku gwiazdy muzyki pop aspirującej tak wysoko jak Dua, album nie może być po prostu ok. Musi być jakieś wow, jakiś jeden, bądź dwa wielkie, charakterystyczne, ponadczasowe przeboje. Po to, żeby było do czego wracać za dekadę, bądź dwie, by przenosić tę wartość na kolejne pokolenia. Tutaj niestety tego nie ma. Jest przyjemna, słuchalna, bardzo równa, świetnie wyprodukowana, brzmiąca i zaśpiewana płyta. Płyta, którą z pewnością pokochają fani artystki. Tych niestety nie ma jeszcze aż tyle, by tylko ich siłami zrobić z niej wielki sukces. To, że projekt został niezbyt dobrze przehandlowany masowemu odbiorcy absolutnie nie dyskwalifikuje jednak tego, że jest to album, którego Dua nie musi się wstydzić i po który warto sięgnąć. To bezpieczny następca Future Nostalgii. I nie ma w tym nic złego, ponieważ mimo braku typowych dla mainstreamowego popu szlagierów, naprawdę dobrze się tego słucha. Należy mieć nadzieję, że team gwiazdy wyciągnie wnioski z tej ery i następny album będzie prawdziwą bombą, która spadnie na słuchaczy z całego globu. Pytanie, czy w obliczu aktualnych wydarzeń, nie jest to zbyt… radykalny optymizm? Jeżeli management gwiazdy zabierze się porządnie do pracy, to nie!