Nightwish – Endless Forms Most Beautiful (2015)

Nightwish | Endless Forms Most Beautiful | 27 III 2015 | ★★★★★

Ósmy studyjny krążek Nightwish jest pierwszym studyjnym wydawnictwem z udziałem nowej, znanej z grup After Forever i ReVamp, wokalistki Floor Jansen. Czego można się po nim spodziewać? Po wysłuchaniu singlowego numeru Élan niekoniecznie czegoś wybitnie specjalnego. Élan jest przyjemnym, radiowym trackiem, któremu jednak brakuje zacięcia emanującego swego czasu z Amaranth czy Storytime. Po czterech latach od ostatniej płyty, kolejnych rotacjach w składzie zespołu i szumnych zapowiedziach można było spodziewać się czegoś zdecydowanie lepszego. Bazując na singlowym wrażeniu po Endless Forms Most Beautiful nie spodziewałem się więc żadnych większych fajerwerków. Jakże mylne było moje wrażenie!

Całościowo krążek przywodzi mi na myśl klimat większości płyt zespołu wydanych przed Once. Jest to jednak dość mgliste echo tamtych czasów. Czasów, w których wokalny prym w grupie wiodła Tarja Turunen. Albumy nagrane z jej udziałem miały swój magnetyczny, epicki, mocno operowy charakter. Zastąpienie jej na froncie przez słabszą wokalnie Anette Olzon było dla wielu fanów grupy szokiem. To jednak popowy, bardziej uniwersalny wokal Anette otworzył przed formacją drogę do masy nowych odbiorców, których nigdy nie przekonałyby operowe wariacje Turunen. Obniżenie rangi damskiego wokalu pozwoliło grupie na wybicie wyżej roli brzmienia. Nightwish mógł wreszcie wyjść poza ramy symfoniczno – operowego power metalu i rozwinąć skrzydła w bardziej komercyjnej niszy. Endless Forms Most Beautiful centruje rolę wokalu i brzmienia. Nie ma zmiennej dominacji jednego nad drugim. Śpiew i muzyka współgrają ze sobą tutaj niczym biocenoza z biotopem w ekosystemie. 

Koncepcyjnie album stanowi refleksję nad siłami ewolucji, opowieść o nauce, przyrodzie, rozumie a jednocześnie o miłości i szczęściu. Tytuł płyty został zaczerpnięty z dzieła Karola Darwina O powstaniu gatunków a całość anonsuje i zamyka Richard Dawkins, będący jednym z najbardziej wpływowych przyrodników naszych czasów. Jak przystało na Nightwish, longplay wyprodukowany jest perfekcyjnie a ilość instrumentów, które przewijają się przez poszczególne utwory może przyprawić o zawrót głowy. Podobnie jak na trzech poprzednich studyjnych wydawnictwach rolę głównej orkiestry pełni tutaj London Philharmonic Orchestra pod bacznym okiem Pipa Williamsa. Pojawia się także chór Metro Voices oraz chór dziecięcy The Young Musicians London. Za folkowo – celtyckie wstawki żywcem wyrwane z hitowego The Islander odpowiedzialny jest Troy Donockley, grający na dudach, fletach i gwizdkach czy bardzo popularnym w muzyce celtyckiej bodhranie – irlandzkim bębnie obręczowym oraz strunowym instrumencie przypominającym powiększoną mandolinę – buzuki. Jego popisy można usłyszeć np. w My Walden, Weak Fantasy, Edema Ruh czy singlowym Élan.

Całość otwiera gitarowo – klawiszowa reminescencja albumów Once i Oceanborn – potężny, galopujący i kapitalnie eksponujący atuty wokalu Floor Jansen Shudder Before the Beautiful. Nie jest to jednak najcięższy moment płyty. Takowe nadchodzą wraz z Weak Fantasy – agresywnym połączeniem metalu z celtycko – akustycznymi gitarami, orkiestrowo – gitarowym, kumulującym w sobie energię wokalu Hietali i Jansen Your Is an Empty Hope czy inspirowanym książką The Ancestor’s Tale autorstwa Richarda Darwina Endless Forms Most Beautiful. W kontrze do tych utworów stanęły spokojny, delikatny i bardzo osobisty Our Decades In the Sun, zgrabny, celtycko brzmiący Élan oraz instrumentalne, wsparte dziecięcym chórem The Eyes of Sharbat Gula. Numery takie jak Élan czy Our Decades In the Sun eksponują jednak postępującą twórczą powtarzalność Holopainena. Czy Tuomas tego chce, czy nie, repetytywność będzie go dopadać coraz częściej. Nie da się wymyślić koła na nowo. 

Pierwszym numerem powstałym z myślą o Endless… był zainspirowany powieścią fantasy Imię wiatru autorstwa Patricka Rothfussa Edema Ruh. Numer od początku był rozpatrywany przez Holopainena w kategorii pierwszego singla. Marko Hietala i Troy Donockley w trakcie prac nad płytą zasugerowali mu jednak by album promował Élan, który przez Tuomasa początkowo w ogóle nie był brany pod uwagę jako numer, który wejdzie na tracklistę. Bez względu na to komercyjny vibe, którym nasączono ten track i tak postawił go w totalnej opozycji do pozostałej zawartości płyty. Dzieło wieńczy 24-minutowy, epicki, pięcioczęściowy The Greatest Show on Earth. Utwór pełen niepokojących dźwięków, jęków, krzyków, zmian tempa, ciężkich gitarowych wstawek kontrastujących z klawiszami czy wokalnych wariacji w damskim i męskim wydaniu. Rozbuchany do granic możliwości producencki, mocno filmowy, orkiestrowy i oddziałujący na zmysły majstersztyk – zdecydowanie najlepszy moment ósmego albumu Nightwish. Podejrzewam, że nie ostatni tak długi i rozbudowany monument w historii grupy.

Zespół mógł zatoczyć koło w swojej karierze i wrócić do czasów, kiedy wokalny prym wiodła w nim Tarja. Możliwości Floor Jansen bowiem nie są wcale gorsze od tych, którymi po dziś dzień, tyle, że na solowych wydawnictwach, raczy nas Pani Turunen. Jednak zamiast tego, muzycy Nightwish sprytnie otworzyli przed sobą zupełnie nowy rozdział, przywołując przy okazji echo najlepszych momentów z pierwszych dziesięciu lat swojej działalności. Élan jako utwór promujący krążek jest dość nijaki i może wygenerować mylne wrażenie o całym albumie. Czasem jednak nie warto sugerować się singlowym materiałem, który w przypadku zespołów grających tego typu muzykę, zupełnie niepotrzebnie wybierany bywa bardzo ostrożnie. Endless Forms Most Beautiful jest kapitalnym otwarciem kolejnego etapu w historii Nightwish. Floor Jansen dodała chłopakom wiary w to, że mogą razem stworzyć coś na miarę Once, Dark Passion Play czy Imaginaerum. Zwieńczenie albumu – The Greatest Show on Earth – jest tego najlepszym przykładem.


Jedna uwaga do wpisu “Nightwish – Endless Forms Most Beautiful (2015)

Leave a Reply