Delain – Moonbathers (2016)

Delain | Moonbathers | 26 VIII 2016 | ★★★★

Nie sądziłem, że kiedyś dojdzie do takiego momentu, że na nowy album Delain będę czekał z większą niecierpliwością niż na nowości od Within Temptation. Powstała 10 lat temu formacja, konsekwentnie z roku na rok dostarczała mi powodów, które podsycały moje zainteresowanie każdym ich nowym wydawnictwem. Nie zniechęciła mnie do nich nawet uporczywie wstrzykiwana w każdy album (z wyjątkiem Lucidity) dawka tandety w postaci zazwyczaj jednego czy dwóch badziewnych utworów, które na domiar złego z reguły lądowały na singlu. Jakiś lep na szerszą publikę jednak zawsze musi być – szkoda, że przeważnie taki jak We Are the Others, Stardust, My Masquerade czy Turn the Lights Out. Całe szczęście nie ma tego aż tak wiele, żeby nie dało się tego wyprzeć z pamięci. Co oprócz niewielkiej dozy kiczu niesie ze sobą piąty, studyjny krążek Delain?

Na Moonbathers Delain obrał bardziej symfoniczny kierunek z mocnym gitarowym podłożem. Zespół wyprzedził tym samym siostrzaną formację Within Temptation, która wedle zapowiedzi również na nowej płycie zamierza na powrót bardziej skręcić w stronę orkiestrowo/symfoniczną. O ile przed laty Within Temptation wypracowali sobie swój unikalny, symfoniczny styl, tak przy Delain często miewam skojarzenia z innymi zespołami. Początek Hands of Gold to dla mnie iście fińskie otwarcie  – nie potrafię nie słyszeć tu Nightwish. Im dalej w las tym znowu coś z Within Temptation… słyszę tu coś z Iron z The Unforgiving, trochę Silver Moonlight z Hydry… oczywiście wszystko w stylu Delain. Może nasłuchałem się za dużo wersji instrumentalnych, nie wiem – słuchając Hands of Gold nie jestem w stanie oderwać się od tych powiązań. Skojarzenia z nowszym, bardziej filmowym charakterem Nightwish mam także przy orkiestrowych fragmentach w Suckerpunch czy Fire with Fire. Nie jest to jednak na tyle rażące, żeby uznać to za wadę tych numerów. Taki lepki po prostu bywa Delain.

Płyta posiada momenty cięższe i łagodniejsze a utwory są bardzo wyraziste. Zawadiackie i zaskakująco agresywne Hands of Gold to naprawdę porządne otwarcie z gościnnym udziałem Alissy White – Gluz z Arch Enemy. Mroczne, początkowo walcowate The Glory And the Scum jest jedną wielką masywną, gitarowo – symfoniczną bombą. Kapitalne, ciemne jak Księżyc w nowiu muzyczne podłoże świetnie współgrające z wokalem Charlotte. Mistrzostwo! Pendulum wzmocniono dodatkowo w chórkach męskim wokalem, przypuszczalnie pochodzącym od basisty Otto Schimmelpennicka van der Oije. Jeden z lepszych utworów na płycie. Danse Macabre, będący mocnym, gitarowym numerem, zmiękczono klawiszami, które stanęły w tle eterycznego, nostalgicznie wybrzmiewającego wokalu Wessels. Gdzieś w oddali można wyłapać orkiestrę ale numer wyróżniają głównie charakterystyczne klawisze Martijna Westerholta. Kolejną wokalno – rytmiczną, pędzącą rakietą jest Fire with Fire. Nie ma tu jednak żadnych specjalnych udziwnień – rakieta od początku do końca pędzi z taką samą prędkością.

Nieco balladowy, melancholijny klimat niesie ze sobą The Hurricane. Nie są to jednak jednostajnie brzmiące popłuczyny, bowiem w trakcie refrenu utwór znacznie przybiera na obrotach. Najbardziej stonowaną kompozycją na Moonbathers jest Chrysalis – The Last Breath. Wessels przy akompaniamencie fortepianu, skrzypiec, wiolonczeli i delikatnych klawiszy tworzy tutaj magiczny, wręcz filmowy klimat. Zamykający album, w przeważającej części instrumentalny The Monarch jest kolejną, filmową kompozycją, rozkręcającą się z sekundy na sekundę. Tak kapitalnego zamknięcia nie miała żadna płyta Delain. Coś, co długo nie jest w stanie uciec z pamięci. Punkt, do którego należy dotrzeć obowiązkowo przesłuchując Moonbathers.

Na Moonbathers znalazł się także Scandal – cover utworu Queen z 1989 roku. Od początku czuć w nim powiew lat 80. Zupełnie nie rozumiem obecności tego utworu tutaj. Plusem jest niewątpliwie to, że muzycy Delain odkurzyli mniej znaną kompozycję Queen – ja raczej spodziewałbym się po nich kolejnego, nic nie wnoszącego coveru Bohemian Rhapsody czy The Show Must Go On. Kawałek nie brzmi źle, wręcz zaskakująco dobrze jak na cover ale jakoś mnie w ogóle nie grzeje. Zdecydowanie wolę polukrowane Suckerpunch, które w całym zestawie nie wypada aż tak źle. Pasuje klimatem do całości, mimo, że lukier leje się to tu, to tam. Zupełnie odwrotnie mam z Turn the Lights Out – nie potrafię się przekonać całościowo do tego utworu. Ma jedynie momenty, a to niestety za mało.

Moonbathers dostarcza mnóstwo materiału, który niewątpliwie wzbogaci koncertową setlistę Delain i przyczyni się do jeszcze większego wzrostu popularności tego zespołu, także w Polsce. Bandy tego typu na koncertach windują swoją muzykę na zupełnie odmienny poziom i potrafią nieźle dołożyć do pieca. Stąd bierze się ich popularność – sądzę, że mało kto wychodzi z koncertu Delain niezadowolony, wręcz przeciwnie. Na Moonbathers jest ciężko, mrocznie, gitarowo, symfonicznie, nostalgicznie, filmowo, klimatycznie. Charlotte Wessels odnajduje się w tym wszystkim doskonale. Jest mniej kiczowato niż było na We Are the Others i bardziej różnorodnie niż na The Human Contradiction. Po 10 latach na scenie – Moonbathers to punkt obowiązkowy dla wszystkich fanów symfonicznego metalu z damskim wokalem na froncie.


Dodaj komentarz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s