Depeche Mode – Memento Mori (2023)

Depeche Mode | Memento Mori | 24 III 2023 | ★★★★★

Niewiele jest dzisiaj zespołów, które potrafią tak umiejętnie punktować społeczne bolączki i odmalowywać ludzkie emocje jak Depeche Mode. To dzięki tej niezwykłej umiejętności z dokonaniami brytyjskiej formacji od lat identyfikują się kolejne pokolenia słuchaczy. Zespół mimo wielu kryzysowych momentów wciąż publikuje nowe nagrania a każdy ich koncert prędzej czy później wyprzedaje się na pniu. Życie wciąż podsuwa im kolejne tematy, a oni kochają przeistaczać je w dźwięki, które mimo, że są owiane chłodem i mrokiem, zawsze wskazują konkretnej jednostce światło, które pali się na końcu każdego tunelu. Globalna pandemia z 2020 roku odbiła swoje oblicze na twórczości wielu artystów – nie inaczej mogło być w przypadku Depeche Mode. Następca albumu Spirit zaczął rodzić się w głowach muzyków właśnie w czasie globalnej izolacji, w czasie kiedy wszyscy mniej lub bardziej musieliśmy zastanowić się nad tym, jak ulotne jest ludzkie życie.   

Żaden z obecnych członków formacji nie spodziewał się jednak, że niebawem sami będą musieli podjąć decyzję czy projekt, który tworzą od ponad czterech dekad dobiegł końca. W maju ubiegłego roku zmarł Andy Fletcher, który współtworzył zespół od początku jego istnienia. Tytuł, który wstępnie otrzymał nowy album – Memento MoriPamiętaj, że umrzesz! nabrał w tamtym momencie dla pozostałych członków grupy zupełnie nowego, bardziej osobistego znaczenia. Martin i Dave musieli podjąć decyzję, czy śmierć przyjaciela z którym stworzyli projekt swojego życia powinna wyznaczyć jego koniec. Niewiele brakowało a cały materiał, który nagrali, którego Andy niestety nie zdążył przesłuchać trafiłby do szuflady. Panowie postanowili jednak ciągnąć wspólny wózek dalej, a nowy album potraktować również wyraz wielkiej straty, ale też nowego początku, którego tak bardzo chciałby Fletcher. Postanowili przekazać słuchaczom: Pamiętaj, że musisz żyć!

Cały materiał powstał w przydomowym studiu Martina – bez presji czasu, bez ingerencji niezliczonej liczy osób. Tylko Dave, Martin i niewielkie grono współproducentów. Proces twórczy będący kompletnym przeciwieństwem megalomańskiej, taśmowej produkcji, która zarzyna współczesną muzykę popularną. Co zrodziło się z takiego podejścia? Album niebywale atmosferyczny, mroczny, przywołujący ducha ejtisowego cold wave’u, momentami minimalistyczny i eksperymentalny. To projekt, którego nie da się sprzedać singlami – nie ma tutaj zresztą zbyt wielu pretendentów do tej roli. Memento Mori trzeba poznać w całości, kupić go w ciemno i dać mu spokojnie dojrzeć w naszym umyśle. Nie będzie to trwało długo, bowiem jest to najlepsze, najbardziej spójne i wyraziste wydawnictwo Depeszy na przestrzeni ostatnich trzech dekad. Na tej płycie naprawdę są piosenki o których Andy powiedziałby, że to najlepsza rzecz, którą Depeche Mode zrobili od lat. Ważne jednak jest to, by odtworzyć całość na dobrej jakości sprzęcie – tylko wtedy wydobędziecie z tego albumu niezliczoną liczbę smaczków, które się na niego składają.

Krążek startuje w bardzo eksperymentalnym, elektronicznym, mrocznym i minorowym wydaniu. My Cosmos Is Mine to tak naprawdę ostatni numer, który powstał z myślą o Memento Mori. Gore napisał ten numer krótko po inwazji Rosji na Ukrainę: Moją pierwszą reakcją na to wydarzenie było powiedzenie: Wciągnę się z powrotem do mojego małego świata, zostawcie mnie w spokoju. Piosenka opowiada o tym, że radząc sobie z bezsilnością i próbując chronić swoje wnętrze przed atakującym nas światem często wolimy schronić się gdzieś w bezpiecznym miejscu wraz ze swoimi bliskimi. Jest to myślenie krótkowzroczne, ponieważ musimy wziąć na siebie odpowiedzialność za dobro naszej planety, inaczej nikogo nie będzie. Umieszczając ten utwór na początku Depesze podkreślają jak ważny jest przekaz, który z niego płynie. Płyta nabiera obrotów wraz z melodyjnym, electro – bluesowym Wagging Tongue. Jest to także pierwszy track, w którym mocno uwydatnia się analogowy syntezator tworzący wrażenie kosmicznej przestrzeni, jakby żywcem wyrwany z nagrań pionierów muzyki elektronicznej końca lat 70.

Po singlowym, utrzymanym w bardziej klasycznym, popowym stylu Ghosts Again album przechodzi w elektro – gitarowy, wręcz filmowy numer Don’t Say You Love Me. Jest w tym sączącym się powoli z głośników utworze coś psychodelicznego i awangardowego – w stylu starego krautrocka. My Favourite Stranger kontynuuje inspiracje Depeszy post – punkowym, industrialnym electro końca lat 70. Numer przypomina mi trochę klimat Playing the Angel – paranoiczne, charczące syntezatory świetnie rezonują z tekstem piosenki, która traktuje o cieniu – o kimś, kto chodzi za Tobą całą dobę i mówi Ci różne rzeczy. Czy mówi prawdę, czy kłamie? Warto, byśmy byli czujni i weryfikowali co lub kto jest wiarygodny a kto wręcz przeciwnie. Bardzo intensywny, wiejący chłodem i ironią track. Dokładnie taki, jakich oczekuje się od Depeche Mode. Warto dodać, że nad Ghosts, Love Me i Stranger pochylił się sam Richard Butler z legendarnego post – punkowego The Psychedelic Furs. Soul with Me jest jedynym utworem w którym na wokalu pojawia się Gore. Nigdy nie byłem wielkim fanem jego głosu zwłaszcza na ostatnich płytach Depeszy, ale Soul jest wyjątkowe. Ten, traktujący o śmierci utwór to hołd Martina dla muzyki gospel. Możemy usłyszeć tutaj wpływy soulowe a całość spowija bardzo kosmiczny, eteryczny, trochę posępny klimat. Refren jest naprawdę wielki!

Ostatnim numerem, nad którym Gore pracował wspólnie z Richardem Butlerem jest traktujący o narkotykowym uzależnieniu Caroline’s Monkey. Skąd owa Caroline? To tylko imię. Podoba mi się jego brzmienie – śmiał się Butler w jednym z wywiadów. Monkey jest kolejnym numerem opatrzonym świetnym refrenem, a narkotykowy nałóg – demon materializuje się w nim w postaci tytułowej małpy, która nieustannie siedzi na ramieniu tytułowej Caroliny. Tak jak Martin ma swoje Soul with Me, tak Gahan ma swoje opatrzone migoczącym syntezatorem Before We Drown – potężną balladę o pokręconej miłości, związkowych wzlotach i upadkach. Moją uwagę zwraca jednak następny utwór – jeden z najmocniejszych punktów albumu – genialny, ironiczny, rytmiczny People Are Good, który spokojnie mógłby wylądować na singlu. Dawno Depesze nie dostarczyli mi utworu, który mógłbym odtwarzać w kółko. W jednym z wywiadów Dave Gahan skwitował: Pomyśleliśmy, że to całkiem zabawne powiedzieć: „ludzie są dobrzy” a potem dodać: „oszukuj się”. Fraza „ludzie są dobrzy” powtarza się tutaj wielokrotnie, a my pytamy: „czy ludzie są naprawdę dobrzy?”.

Finalną albumową trójcę otwiera wiejący ejtisowym synth – wave’m, trochę Kraftwerkowy Always You. Gahan w swoim interpretacyjnym żywiole! Prawdopodobnie jego najlepszy wokalny performance na tym albumie. Never Let Me Go cofa Depeche Mode jeszcze bardziej w lata 80. Numer brzmi jakby Martin i Dave odkurzyli żywcem jakiś track sprzed czterech dekad. Bardziej klasyczne wydanie Depeszy, popowe, wsparte buzującą od dźwięków gitarą elektryczną a jednocześnie przyjemnie oldschoolowe. Memento Mori zamyka mocno dający do myślenia Speak to Me. Nikt tak jak Dave Gahan, który dwa razy otarł się o śmierć podcinając sobie żyły oraz przedawkowując kokainę i heroinę nie może lepiej wyrazić, jak bardzo trzeba docenić życie, które mamy tylko jedno. Niestety często dokonujemy w nim złych wyborów. W chwili w której ocieramy się o śmierć powinniśmy przewartościować cały nasz świat, rozmówić się z własnym sumieniem i poszukać w życiu jakiegoś głębszego celu, światła, które będzie dla nas nowym początkiem, początkiem życia, w którym możemy być już tylko lepsi. W klimat utworu wprowadzają nas pierw smyki, by na końcu przejść w beat przypominający bicie serca, które symbolizuje życie. Bardzo wymowne, zwłaszcza w kontekście osobistych przeżyć Dave’a.

Wokół jest tak wiele muzyki, że sztuka tworzenia piosenek zaczyna zanikać. Wszyscy tworzą muzykę modną – taką, której słucha się w radiu, w klubach. Potem wraca się do domu i – przynajmniej w moim przypadku – pisze się piosenkę, która jest po prostu inna, ponieważ sam chcę usłyszeć coś innego. Słowa Martina Gore’a sprzed trzech dekad są dzisiaj aktualnie jak nigdy i tłumaczą, dlaczego Memento Mori jest tak inne od tego, co wiedzie dzisiaj prym w muzyce. To płyta wywodząca się z starej szkoły pisarskiej w której stawiało się na wykonanie i interpretację a nie na tanie efekciarstwo. Memento Mori uwalnia swoją aurę powoli i bardzo skutecznie. Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, że Depesze nagrają jeszcze tak równy, wyważony, spójny i naprawdę ciekawy album. Muszę im zwrócić honor. Inność i wierność swoim korzeniom czyni z współczesnego Depeche Mode band naprawdę unikatowy. Taki, który po czterech dekadach na rynku wydaje płytę niewiele gorszą od swoich najlepszych dokonań, na tyle magnetyczną muzycznie i lirycznie, że ma się ochotę jej słuchać i słuchać. Pisząc swoją opinię na temat singlowego Ghosts Again wspominałem, że Memento Mori może być nie do końca podkreślonym, ale jednak domknięciem historii Depeche Mode. Jeżeli duet Dave – Martin będzie nagrywać takiej jakości płyty, absolutnie nie chciałbym, żeby ziścił się taki scenariusz. Jeżeli jednak to jest koniec – to w wielkim stylu!


Postaw mi kawę na buycoffee.to

2 uwagi do wpisu “Depeche Mode – Memento Mori (2023)

    1. Starsze są ogólnie lepsze, ale ta jest znacznie lepsza od tych poprzednich. Od czasów „Ultra” to moim zdaniem najciekawsza propozycja. Przy czym Delty czy Spirit w ogóle nie dałem rady przesłuchać.

      Polubienie

Dodaj komentarz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s