Wydany w 2001 roku album Britney był pierwszym zwiastunem wizerunkowo – stylistycznych zmian, które staną się nową wizytówką dorastającej Britney Spears. Był to sygnał, że Spears nie jest jedynie sezonową gwiazdą teen – popu lecz artystką aspirującą do miana legendy, która trwale zapisze się na łamach historii współczesnej muzyki. Gwiazda była współautorką pięciu piosenek na płycie oraz wyraźnie zasygnalizowała światu jak dużym psychicznym obciążeniem jest dla niej dorastanie i życie w blasku fleszy. Płyta mimo, że sprzedała się na całym świecie w niemal 11 mln egzemplarzy niestety nie powtórzyła sukcesu dwóch pierwszych wydawnictw kończąc poniekąd typowo komercyjny kierunek w którym do tej pory mknęła jej młodzieńcza kariera. Nastał czas przełomu, przejęcia sterów nad nowopowstającym materiałem i jakościowego skoku, który miał uwiarygodnić Britney jako artystkę kompletną a nie gwiazdę jedynie realizującą strategię zaplanowaną dla niej przez najlepszy producencko – marketingowy team z wytwórni Jive. Britney zaczęła pisać materiał na kolejną płytę w trakcie The Dream Within a Dream Tour. Po rozstaniu z Justinem Timberlake’m oraz półrocznej przerwie w listopadzie 2002 roku weszła ponownie do studia rozpoczynając prace nad swoim pierwszym nie nagrywanym w pośpiechu i kontrolowanym niemal w pełni przez jej osobę krążkiem In the Zone.
W marcu 2003 roku Lauren Christy i Scott Spox teamu producenckiego The Matrix porównali swoją współpracę z Britney nad nowymi nagraniami do albumu Ray of Light Madonny: [Britney] wkracza na kolejny poziom w swojej karierze. Madonna nieustannie bierze to co jest w klubie, dodaje do tego coś od siebie i sprawia, że staje się to głównym nurtem. Myślę, że Britney również zaczyna stosować tę koncepcję i chce pracować nad różnymi rzeczami, dostosowując je do siebie. Nie chce pracować na bazie tego, co już zna. Rozpoczynając prace w studiu Spears miała komfort spróbowania współpracy z różnymi producentami. Na liście potencjalnych współpracowników byli William Orbit, Timbaland, Darkchild, The Neptunes, Nisan Stewart a nawet Fred Durst z Limp Bizkit. To jednak nie oni nadali rytm nowemu projektowi Brit a kilka utworów – próbek powstałych w trakcie krótkich sesji z kilkoma z nich trafiło wyłącznie do szuflady. Stery nad nowymi nagraniami obrali finalnie m.in. Bloodshy & Avant, Tricky, Penelope Magnet, R. Kelly, Mark Taylor, The Martix, Guy Sigshwoth oraz… Moby! W trakcie nagrań do współpracy został zaproszony hip – hopowy duet Ying Yang Twins a na ostatniej prostej na featuring do pierwszego singla trafiła sama Madonna.
Prace nad płytą przebiegały niemal rok ponieważ Britney zależało by nowy album był wyjątkowy. W ich trakcie nie ustawały jednak problemy z wyborem i kolejnością singli, które miały promować płytę. Najwięcej problemów przysporzył wybór głównego numeru – początkowo miał być nim nasączony hip – hopem i r&b, nie do końca lubiany przez samą Britney Outrageous. Wytwórnia Jive prawdopodobnie ze względu na jakąś umowę z R. Kelly’m forsowała wypuszczenie tego utworu na pierwszym a potem na drugim singlu podczas gdy Britney nie chciała umieszczać go nawet na finalnej trackliście In the Zone! Co więcej, przez długi czas tytuł utworu był roboczym tytułem całej płyty. Spears zgodziła się na włączenie go do albumu tylko pod warunkiem, że wytwórnia nie będzie torpedowała umieszczenia na płycie utworów Breathe On Me i Touch of My Hand. Outrageous finalnie wylądował na ostatnim, czwartym singlu a w trakcie kręcenia teledysku Britney doznała kontuzji kolana. W efekcie promocja singlowa albumu została wstrzymana a lwia część koncertów w ramach trasy The Onyx Hotel Tour została odwołana. Me Against the Music został wybrany na pierwszy ogień dopiero po tym jak swój udział w piosence potwierdziła Madonna, natomiast Toxic trafił na drugi rzut wskutek decyzji Britney, która miała dla niego już gotową wizję teledysku.
Muzycznie In the Zone bardzo różni się od wcześniejszego dorobku Spears. Jest to płyta mroczniejsza, bardziej taneczna, elektroniczna, sensualna ale też czerpiąca z najlepszych doświadczeń ówczesnego urban – popu. Jej charakterystyczną cechą jej przeskok w egzotyczne, przestrzenne rytmy świetnie odzwierciedlające znalezienie się w tytułowej „strefie”. Strefie, w której faktycznie rządzi Britney. Klamrą, która spaja cały projekt jest otwierający album taneczny Me Against the Music w którym Britney łączy siły z Królową Popu. Piosenka była wyczekiwanym przez fanów obydwu artystek duetem, który został dograny w ostatniej chwili przed wysłaniem albumu do tłoczni. Początkowo Britney wykonywała numer sama i długo nie był on brany pod uwagę jako potencjalny singiel. Dla Spears ta współpraca była pewnego rodzaju błogosławieństwem, dla Madonny wizerunkowym kołem ratunkowym po słabym odbiorze i kontrowersjach, które położyły całą promocję albumu American Life. Piosenka w wersji Rishi Rich’s Desi Kulcha Remix zamyka również cały projekt. Z oryginału usunięto pierwotną melodię i zastąpiono ją rytmicznym podkładem backbeatowym i pendżabskimi okrzykami.
Przebojem, który stał się wyróżnikiem albumu i jednym z flagowców Britney stał się jednak nie featuring z Madonną a solowy, wydany na początku 2004 roku Toxic. Piosenka została pierwotnie napisana z myślą o Kylie Minogue i jej albumie Body Language. Australijka odrzuciła jednak numer i ten trafił do Britney, która w 2005 roku otrzymała za niego swoją pierwszą nagrodę Grammy. Kylie żałowała później swojej decyzji, ale czy ktoś wyobraża sobie dzisiaj ten numer w wersji innej niż Britney? Kompozycyjnie Toxic jest jedną z najlepszych współczesnych popowych piosenek. Numer był coverowany setki razy przez wielu artystów w rozmaitych stylach i wersjach. Co ciekawe, główny riff, na którym postawiono numer zsamplowano z piosenki Tere Mere Beech Mein, będącej częścią ścieżki dźwiękowej do bollywoodzkiego filmu Ek Duuje Ke Liye z 1981 roku. Nie jest to jedyny bliskowschodni element na In the Zone. Takowe występują również w hip – hopowym (I Got That) Boom Boom z udziałem duetu Ying Yang Twins. Można tutaj usłyszeć charakterystyczne wstawki zagrane na banjo. Z kolei w popowym, zaśpiewanym przez Britney w bardzo niskim rejestrze Touch of My Hand pojawiają się fragmenty wykonywane na chińskim, dwustrunowym instrumencie – erhu zaczerpnięte z nagrania Singing on the Fisher Boats zespołu Pan Jing & Ensemble. W Hand wsamplowano także elementy perkusji z utworu Funky Drummer Jamesa Browna. To Britney, której naprawdę chce się słuchać!
Jednym z najbardziej lubianych przez fanów utworów na In the Zone jest łączący w sobie ambient – techno i euro – trance zmysłowy Breathe On Me. Jest to jeden z najlepszych momentów tej płyty. Ciekawostką jest fakt, że numer był rozpatrywany jako piąty singiel, ale zakończenie promocji po kontuzji Britney na planie Outrageous ostatecznie przekreśliło jakiekolwiek wydawnicze plany co do tej piosenki. Do utworu powstało nawet kilka remiksów autorstwa Stuarta Price’a i Jamesa Holdena, co potwierdzało singlowe plany wobec tego nagrania. Na pulsującym, przytłumionym rytmie oparto także mroczny, klubowy Early Mornin’ przy którym majstrował sam Moby. Do utworu interpolowano gitarowy riff otwierający Nothing Fails Madonny. Przyjemnie uszy łechcą także pop – dancehallowe Showdown oraz wpadające w reggae The Hook Up. Niby nie są to jakieś wybitne tracki, ale bardzo zgrabnie wkomponowano je w klimat sączący się z reszty utworów. Tego samego nie mogę powiedzieć o ulokowanym pomiędzy dwiema balladami electro – funkowym Brave New Girl czerpiącym garściami z dance – popowej Madonny lat 80. i punkowej Gwen Stefani lat 90. Trochę nie pasuje mi tutaj ten track, aczkolwiek ma w sobie jakiś faktor, który nie pozwala tak po prostu pominąć go przy odtwarzaniu całego krążka.
Numerem, który jako trzeci z kolei pociągnął promocję projektu jest oszczędnie zaaranżowany, fortepianowy Everytime będący jedną z dwóch stricte ballad na całej płycie. Cóż mogę powiedzieć… Britney nigdy nie porywała mnie w wolniejszym repertuarze ale niewątpliwie przy pomocy Guy’a Sigshwortha udało jej się stworzyć niezwykle emocjonalną, uniwersalną opowieść o złamanym sercu i poczuciu bezbronności w obliczu utraconej miłości. Everytime nigdy nie był moim faworytem z tego albumu, ale z czasem zyskał moją sympatię prawdą, która z niego bije. Może niektórych z Was zaskoczę, ale wbrew obiegowej opinii nie jest to piosenka o rozpadzie związku Britney i Justina Timberlake’a lecz o rozstaniu, które przeszła współautorka utworu Annet Artani. Podobnego, ujmującego efektu nie udało się w moim odczuciu uzyskać w popowej balladzie Shadow. Wolno startujący utwór rozwija się w kierunku potężnej produkcji będącej wspomnieniem o utraconym kochanku. Niestety jest to taka naiwna, wjeżdżająca w przesadny patos odsłona Britney, której nie trawię. Nie zmienia to jednak faktu, że muzycznie numer całkiem dobrze klei się z resztą materiału. Gdybym jednak ja układał tracklistę albo skróciłbym ją o ten konkretny kawałek albo zamieniłbym go np. na numer The Answer, który pojawił się jako bonus na międzynarodowej wersji albumu. Nie jest to nagranie doskonałe i raczej z gatunku „gdzieś już to słyszałem” ale jest dla mnie zdecydowanie bardziej słuchalne niż wspomniana wyżej ballada.
W erze In the Zone Britney stała się zdecydowanie bardziej decyzyjna i wyraźnie zaczęła stawiać na swoim w starciu z managementem z Jive Records. Prawdopodobnie nigdy wcześniej i nigdy później gwiazda nie była/nie mogła już być tak bardzo zaangażowana w proces kształtujący daną albumowo – singlową erę. Z tego względu In The Zone jest wyjątkowym brylantem w jej muzycznym dorobku i świadectwem tego, że jej sukces pod koniec lat 90. nie był wyłącznie szczęśliwym trafem czy dziełem przypadku. To płyta świeża, równa, odprężająca, momentami trochę niegrzeczna a nawet dwuznaczna, będąca esencją dance – popu wczesnych lat 00. Poziom wydawnictwa co prawda trochę słabnie gdy wjeżdżamy w strefę ballad, ale nie jest to zjazd aż tak rażący jak dla wcześniejszych, zwłaszcza dwóch pierwszych płyt gwiazdy. Album jest świetnie wyprodukowany i właściwie ciężko znaleźć na nim typowe dla wielu popowych produkcji utwory – wypełniacze. Słucha się go z dużą przyjemnością i w zasadzie nie ma potrzeby pomijania nawet tych słabszych numerów. Tak, In the Zone to najlepsza płyta Britney!
Jedna uwaga do wpisu “Britney Spears – In the Zone (2003)”