
Nothing But Thieves to brytyjski zespół rockowy utworzony w 2012 roku w Southend-on-Sea Essex przez Conora Masona, Joego Langridge – Browna, Dominica Craika, Philippa Blake’a oraz Jamesa Price’a. Grupa ma na swoim koncie cztery albumy studyjne: Nothing But Thieves, Broken Machine, Moral Panic oraz wydany pod koniec czerwca ubiegłego roku Dead Club City. Zespół wielokrotnie bywał na koncertach w Polsce – w 2017 roku zaliczył nawet występ przed niemal 500 tys. widownią Woodstock Festival Poland, organizowanego wówczas jeszcze w Kostrzynie nad Odrą. Na przestrzeni ostatniej dekady kwintet wypracował sobie swój unikalny styl, który udało się mu wykreować czerpiąc inspirację z dokonań legendarnych, brytyjskich formacji tj. Muse, Kasabian czy White Lies. Mnie grupa na dobre przekonała do siebie kompletną edycją swojej trzeciej, wydanej w trakcie pandemii płyty Moral Panic. Numery takie jak Futureproof, Miracle, Baby, Can You Afford to Be An Individual? czy If I Were You stale goszczą w moich słuchawkach. Rok temu formacja zaskoczyła fanów futurystycznym liftem swojego rockowego brzmienia, którego pierwszym zwiastunem był singiel Welcome to the DCC.
W Nothing But Thieves podoba mi się to, że niczego, za co się do tej pory zabrali nie zrobili byle jak. Podobnie jest z ich czwartą płytą Dead Club City. Zazwyczaj, gdy zespół grający ciężkiego alt – indie – rocka robi skręt w kierunku lżejszych brzmień, w tym przypadku mocno czerpiących z ejtisowego synth – popu i new wave’u, wielu jego fanom lubi zapalić się lampka ostrzegawcza. Nie wszystkim formacjom udaje się bowiem kurs w bardziej komercyjne rejony muzyki. Inspirując się czymś lżejszym łatwo wyzuć swoje brzmienie z jego prawdziwego DNA, z którym od początku bardzo mocno lubią wiązać się fani cięższej alternatywy. Trzeba mieć czuja, na co można sobie pozwolić, by tych fanów nie rozczarować. Muzycy Nothing But Thieves postanowili zaryzykować i raczej nie powinni żałować. Dead Club City stał się ich pierwszym wydawnictwem, które zaliczyło szczyt albumowej listy w Wielkiej Brytanii. BBC Radio 1 nazwało singiel Welcome to the DCC mianem najgorętszego kawałka 2023 roku, podczas gdy słuchacze komercyjnej rozgłośni Radio X takowym okrzyknęli singiel Overcome. Grupa postanowiła kontynuować promocję płyty wydając właśnie jej edycję specjalną.
Nowy album ma być swego rodzaju konceptem, historią mieszkańców tytułowego Dead Club City kierujących się hasłem: „Welcome to the DCC, Dead Club City. All the heaven, all the time!” Dead Club City to zapowiedź wspólnej zabawy z Nothing But Thieves w stylu popu z lat 80., przepuszczonego przez charakterystyczny styl zespołu. Do zobaczenia na parkiecie! – tak brzmiała oficjalna zapowiedź płyty, wypuszczona do mediów niespełna rok temu. Wydawnictwo zapowiadał Welcome to the DCC – klubowy, mieniący się rozgrzanymi, ejtisowymi syntezatorami killer, brzmiący jakby został żywcem wyrwany z Dawn FM. Gdyby naprawdę nagrał go The Weeknd, wykułby z tego kawałka pewnie jeden z większych, globalnych przebojów minionego roku. Niewiele gorsze tempo mają Overcome – popowy hymn na temat wytrwałości oraz City Haunts – synth – rockowy wyraz osobistych zmagań i poszukiwania prawdziwych więzi w cynicznym i szorstkim środowisku miejskim. Cały album jest pewnego rodzaju metaforą pełnego ludzi, mrocznego klubu / pubu urządzonego w stylu futuryzmu charakterystycznego dla lat 80., w którego zakamarkach kryje się jakiś ciasny parkiet nad którym obraca się lustrzana kula dyskotekowa. Więcej jest tam jednak miejsc siedzących. Część społeczności tytułowego DCC zatraca się w tańcu, część raczy się rozmaitymi trunkami i godzinami konwersuje o życiu, polityce, kulturze, przyszłości czy problemach egzystencjalnych przy dźwiękach dobrej, głośnej, dark synth – soft rockowej muzyki.
Zimny, synth – popowy, rozmarzony Foreign Language, wpadający bardziej w rocka, ale ślizgający się mimo wszystko gdzieś pomiędzy syntezatorami Members Only czy wybitnie retro – futurystyczny Do You Love Me Yet? pasują do takiego miejsca idealnie. Niewiele gorzej wypadają eksperymentalne, potraktowane garażowym brzmieniem perkusji, electro – rockowe Pop the Balloon czy bardziej klasycznie wcielenie zespołu zaprezentowane w Tomorrow Is Closed. Pierwszy z tych utworów podejmuje ważny z punktu widzenia współczesnej rzeczywistości temat buntu przeciwko negatywnym wpływom kultury i społeczeństwa internetowego. Numer jest swego rodzaju wezwaniem do odrzucenia nacisków płynących z mediów społecznościowych i poszukiwania prawdziwej wolności osobistej. Dość dobrze sprawdzają się także wolniejsze utwory – introspektywne i pełne emocji Green Eyes :: Siena, autorefleksyjne Talking to Myself czy snujące się w morzu rozmyślań na temat niezdrowej relacji Keeping You Around. Mimo, że osobiście nie jestem fanem takich albumowych spowalniaczy, to przyznam, że te trzy kawałki, mimo, że nie są najmocniejszymi ogniwami całej płyty, to zostały wyjątkowo dobrze osadzone wśród dominujących na niej, mniej lub bardziej ale jednak żywszych numerów. W końcu temat miłości, związków i rozmaitych problemów z nimi związanych czy tęsknoty za głębokimi uczuciami dotyczy tak naprawdę każdego z nas. Skoro płyta jest pewnym obrazem współczesności to nie ma dziwu, że o tym także mówią mieszkańcy tytułowego DCC.
Na wersji deluxe ulokowano pięć dodatkowych nagrań, na które złożyły się trzy nowe utwory: Oh No :: He Said What?, Time :: Fate :: Karma :: God i Pure You oraz dwie wersje stripped piosenek zaczerpniętych z podstawowej wersji płyty. Do tej roli wybrano singlowy Overcome oraz Tomorrow Is Closed. Skromniejsze wersje tych kawałków pozwalają wychwycić wszystkie niuanse wokalu Conora Masona, natomiast trzy nowości wybornie dopełniają standardową jedenastkę. Niby trzy premierowe nagrania, ale za to jakie! Oh No jest jakby nowym wcieleniem singlowego Welcome to the DCC, wpadającym jak w dym w klimat wykreowany przez The Weeknd’a na After Hours czy Dawn FM. Chłopcy chyba godzinami słuchali dokonań Pana Tesfaye zanim weszli do studia. Piosenka stanowi ostrzeżenie przed ślepym przyjmowaniem narracji kreowanej przez media, podkreśla wagę krytycznego myślenia i racjonalizowania przekazu sączącego się z różnych stron w naszym kierunku: Utwór był ostatnią rzeczą, którą ukończyliśmy w studiu i w pewnym momencie nie był częścią koncepcji. Historia miała zakończyć się na Pop the Baloon, ale dodatkowe piosenki pozostawiają trochę otwarte drzwi. Podoba nam się to. Bardziej ogólny przekaz, dotyczący przemijania i nieuchronności losu zawarto z kolei w energetycznym Time :: Fate :: Karma :: God. Zestaw domknięto kapitalnie dawkującym emocje, bardzo ekspresyjnie zaśpiewanym Pure You zgłębiającym temat pożądania, idealizacji ukochanej osoby i obsesji na jej punkcie. Po takiej końcówce aż ma się ochotę na więcej!
DCC będąc pierwszym koncepcyjnym projektem Nothing But Thieves wybija się w ich dyskografii wyraźnie odświeżonym brzmieniem, mocno ukierunkowanym na retrofuturystyczny synth – pop – rock lat 80.. Koncept płyty jest w sumie dość luźny i zespół lirycznie kontynuuje motywy, które nadawały ton albumom Broken Machine i Moral Panic. Wielowątkowe zgłębianie relacji i zależności międzyludzkich w mikro i makro skali odbywa się podczas przyjemnej, muzycznej podróży kilka dekad wstecz, oprawionej w inspirowaną targami Expo 70 i Epcot szatę graficzną autorstwa Luke’a Bricketta. Jest tutaj spora doza nostalgii mieszającej się z zabawą, której nie było na poprzednich, zdecydowanie cięższych i poważniej zagranych krążkach. Nie sposób nie zauważyć także kilku słabszych momentów, ale zgrabnie wtapiają się one w przysłowiowy tłum, który robią lepsze numery. Edycja rozszerzona na pewno będzie fajnym urozmaiceniem fanowskich kolekcji oraz dopełnieniem ery DCC. Jakość premierowych kompozycji w pełni rekompensuje ich niewielką ilość – mniej znaczy tutaj więcej. DCC zapisze się w historii grupy jako ryzykowny, ale całościowo wyjątkowo ciekawy i udany projekt. Aż zżera mnie ciekawość w jakim kierunku chłopaki podążą na piątej płycie!
