
Marilyn Manson nie miał w ostatnich latach zbyt dobrej passy. W 2021 roku była narzeczona gwiazdora, Evan Rachel Wood oskarżyła go o znęcanie psychiczne i fizyczne oraz wykorzystywanie seksualne, które miały miejsce w czasie ich związku w latach 2007 – 2010. Po wyznaniu aktorki z podobnymi zarzutami wobec muzyka zaczęły występować kolejne kobiety, uruchamiając lawinę wydarzeń, które dość znacznie zachwiały karierą Briana Warnera. Z muzykiem błyskawicznie pożegnała się wytwórnia Loma Vista, agencja Creative Artists oraz jego dotychczasowy menadżer Tony Ciull. Gwiazdora usunięto także z obsady seriali American Gods i Creepshow. Po kilkunastu miesiącach procesów praktycznie wszystkie pozwy wytoczone przeciw Mansonowi zostały oddalone, niektóre skończyły się ugodami a jemu samemu nie udowodniono w zasadzie nic. Niewątpliwie był to czas, który pozwolił muzykowi solidnie zweryfikować otaczające go towarzystwo, przemyśleć wiele spraw ale też umocnić więź ze swoimi fanami, którzy mimo całego, wielomiesięcznego zamieszania trwali przy nim, czekając na oczyszczenie go z stawianych mu zarzutów. Wydana właśnie powrotna płyta One Assassination Under God – Chapter 1 nie bez przyczyny została opatrzona przez Mansona wyjątkowo szczerą dedykacją: Ten album dedykuję mojej żonie, przyjaciołom, zespołowi i moim fanom, którzy tak mocno mnie wspierali.
Nie da się ukryć, że sytuacja z poważnymi oskarżeniami i kilkumiesięczne sądowe przepychanki mające na celu ich rozwiązanie mocno wpłynęły na Mansona. Można śmiało powiedzieć, że była to jego walka o „być albo nie być” w przemyśle muzycznym. Nie dziwi mnie więc odstawienie na bok wszelkich używek i niezwykła wizualna metamorfoza muzyka. Manson bardzo dawno nie wyglądał tak dobrze! Podejrzewam, że zmiany te podyktowane były nie tylko osobistymi pobudkami, ale była to także mocna karta przetargowa przy podpisywaniu kontraktu z nową wytwórnią. Podejrzewam, że przedstawiciele Nuclear Blast dali Mansonowi wyraźny sygnał: przyjmiemy Cię, ale tylko w Twojej najlepszej wersji. Słowem – publiczność po latach wzlotów i upadków ma otrzymać Mansona kompletnego: świetnego muzyka, autora ironicznych tekstów piosenek, genialnego performera, wokalistę, malarza, wizerunkowy fenomen. I wszystko ma być zrobione na 100%, ale już z odpowiednio wyważoną i kontrolowaną dawką kontrowersji. Pierwsze po czterech latach przerwy single As Sick As the Secrets Within, Raise the Red Flag i Sacrilegious oraz północnoamerykańska, obejmująca niemal 30 koncertów trasa koncertowa i jej w całości wyprzedana, przyszłoroczna część europejska głośno krzyczą: Marilyn Manson wraca do swojej najlepszej formy i tak, jak wy nie zawiedliście go przez ostatnie, bardzo ciężkie miesiące, tak on nie zawiedzie Was teraz i da Wam najlepszą muzykę oraz najlepsze występy od lat.
Promocja nowego wydawnictwa ruszyła wraz z wydaniem singla As Sick As the Secrets Within – przejmującego, stopniowo rozwijającego się, introspektywnego wyznania będącego rodzajem pogłębionej refleksji na temat samoświadomości i odwagi, jakiej potrzeba aby stawić czoła sekretom i demonom, które kryją się w mrocznej części naszej ludzkiej natury. Wyjątkowy numer z świetnymi syntezatorowymi przejściami, kapitalnie brzmiącą solówką Tylera Batesa i ekspresyjnym, bardzo ludzko wybrzmiewającym wokalem Mansona. Bez wątpienia jest to najlepszy singiel wypuszczony przez Mansona od czasów Deep Six. Tematem przewodnim stosunkowo szybko opublikowanego Raise the Red Flag stało się wezwanie do działania dla każdego, kto czuje się marginalizowany lub uciskany i przeciwstawienia się wszystkim, którzy kwestionują jego istnienie. Hymnowy, rytmiczny i wybitnie koncertowy kawałek łączy oldschoolowego i wrzaskliwego Mansona z czasów Holy Wood / The Golden Age of Grotesque z jego bardziej stonowaną i ponurą inkarnacją z dwóch ostatnich płyt. Trzecią odsłonę płyty ujawniono pod koniec września wraz z wydaniem Sacrilegious oraz oficjalnym ogłoszeniem premiery albumu. Trochę mi zajęło przekonanie się do tego kawałka i wciąż uważam go za najsłabszy z wszystkich do tej pory wydanych singli, ale zdecydowanie nie można powiedzieć, by był to numer, któremu brakuje melodyjności. Rozumiem także jego wybór na singiel, bowiem spośród dziewięciu piosenek składających się na całą płytę jest to niewątpliwie utwór opatrzony jednym z bardziej wrzynających się w głowę i stosunkowo prostych refrenów.
Dziwi mnie trochę rollout samego albumu, który, mam wrażenie był prowadzony trochę po omacku, jakby przypadkowo. Mam wrażenie, że w dniu premiery mało kto wiedział o tym, że Manson wypuścił nowy longplay. Koncepcja wydania trzech pierwszych singli w czasie niespełna siedmiu tygodni, a potem półtora miesiąca ciszy… Zapowiedź, skądinąd znakomitego teledysku do tytułowego numeru również mogłaby nastąpić wcześniej, a nie pojawiać się znienacka na kanale Mansona dzień po premierze albumu. Dobrze byłoby, gdyby Nuclear Blast poprawiło strategię promocyjną przed publikacją nagranego już Chapter 2. Wróćmy jednak do zawartości pierwszej odsłony projektu. Odsłony, która jest wyjątkowo równa, wyważona, posiadająca zarówno delikatne jak i bardzo, bardzo ciężkie momenty. Projekt właściwie przyprawia o ciarki od pierwszych, syntetycznych dźwięków wprowadzających słuchacza w tytułowe, rozwijające się w potężny, mroczny, wsparty bardzo ciężkim, wyjącym gitarowym riffem One Assassination Under God. Naprawdę mam wrażenie jakbym cofnął się w czasie gdzieś pomiędzy ery Mechanical Animals i Holy Wood. Dawno nie słyszeliście takiego Mansona, oj dawno! Perkusyjno – syntezatorowy, taki trochę skrzecząco – jazgotliwy, ale niebywale chwytliwy No Funeral Without Applause jest już żywcem dzieckiem Mechanical Animals. Jeśli kochacie androgeniczne wcielenie Mansona, to ten kawałek będzie dla Was swoistym wehikułem czasu do 1998 roku.
Cholernie punkowy Nod If You Understand ma w sobie coś z We Know Where You Fuckin Live, ale całościowo jest o wiele większą jazdą bez trzymanki niż singiel sprzed siedmiu lat. Wraz z Raise the Red Flag stanowi on największą siłę napędową całego albumu. Meet Me In Purgatory roztacza specyficzną aurę gotyckiego rocka lat 80. i podobnie jak Sacrilegious został wsparty wybitnie zaczepnym refrenem. Pozostaje tylko przenieść się gdzieś w pustynne, gorące rejony USA, wsiąść na Harleya Davidsona, odpalić ten kawałek i pędzić niekończącą się autostradą w kierunku Las Vegas. Jest to jednak utwór, który początkowo może budzić mieszane odczucia, trzeba mu dać kilka szans. Jednym z najszybciej wpadających w ucho i zarazem łagodniejszych utworów na płycie jest Death Is Not a Costume uwodzący powyciąganymi strunami, robotycznym wokalem Mansona i niesamowitym rytmem. Do tego te riffy w finalnej partii! Całość zamyka balladowe, niesamowicie emocjonalnie zaśpiewane i epicko brzmiące Sacrifice of the Mass. Bardzo filmowy numer, pełen rozmaitych metafor śmierci w warstwie lirycznej, ujmujących partii gitary akustycznej przenikających się z delikatnie wybrzmiewającymi klawiszami, wykończony kapitalną gitarową solówką przechodzącą z powrotem w mówiono – akustyczną partię domykającą cały album. Smutny, zionący chłodem, poruszający i skłaniający do myślenia, bardzo dobitnie podsumowujący współczesne społeczeństwo closer, przypominający zwłaszcza w partiach akustycznych najlepsze momenty The Pale Emperor.
One Assassination Under God jest bez wątpienia płytą stworzoną dla najwierniejszych fanów Mansona. Dla wszystkich, którzy stali za nim w najtrudniejszym dla niego czasie. To projekt dumnie stojący w cieniu wielkich albumów z końca lat 90. z świetnie wplecioną dawką bardziej współczesnych elementów, charakterystycznych dla ostatnich trzech płyt zespołu. Szkoda, że nie włączono w jej program rewelacyjnego Front Towards Enemy, zionącego klimatem Antichrist Superstar. Rozumiem jednak, że miał być to lep na fizyczny singiel Raise the Red Flag, ale skoro ten w limitowanej liczbie trafił już do swoich nabywców, to nic nie stało na przeszkodzie, by włączyć go w album z którym skomponowałby się wybornie! Całościowo czuć, że jest to projekt naznaczony negatywnymi wydarzeniami z życia Mansona zwłaszcza z ostatnich kilkunastu miesięcy. To płyta o walce z osobistymi bestiami, uzależnieniami i destrukcyjnymi, mającymi na nas wpływ ludźmi a w bardziej uniwersalnym przekazie pewnego rodzaju profil zepsutego współczesnego społeczeństwa i wezwanie do walki o samego siebie, o swoje być albo nie być w obliczu znalezienia się na krawędzi życia i śmierci. Myślę, że po We Are Chaos, który mimo ogólnego, bardzo ciepłego przyjęcia mocno spolaryzował grono tych najstarszych i najbardziej konserwatywnych fanów MM, One Assassination Under God będzie początkiem historii, która na nowo tę grupę do niego przyciągnie, a ogół tylko utwierdzi w przekonaniu, że Marilyn Manson jest nie do zdarcia. Manson wie, że to jego najzagorzalsi fani są dzisiaj jego największą siłą napędową. Siłą, dzięki której nie dał się złamać, która zdopingowała do działania, zmieniła w pewnym sensie na lepsze i która napędza jego aktualny band do tworzenia najbardziej odjechanego show na Ziemi. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział!

Właśnie zabieram się za przesłuchanie albumu, nawet nie wiedziałam że się już pojawił, dziękuję serdecznie :)
PolubieniePolubione przez 1 osoba