Kasia Kowalska – Antepenultimate (2008)

Kasia Kowalska | Antepenultimate | 10 X 2008 | ★★★★★

 

Czas w którym miała miejsce premiera Antepenultimate zbiegł się z powrotem do mojej fascynacji dokonaniami Kasi Kowalskiej, której muzyka towarzyszyła mi od dziecka. Początkowo przeboje firmujące świetnie przyjęte Gemini i Czekając na… nie przypadły mi do gustu – w wieku 7-8 lat emocjonalne i miłosne rozterki rozwrzeszczanej młodej panienki były ostatnim typem muzyki, który mógł znaleźć się w kręgu mojego zainteresowania. Pierwszy raz Kowalska poważnie zwróciła moją uwagę w 1998 roku, kiedy wydała singiel Co może przynieść nowy dzień. 

W tamtym czasie nie zapoznałem się jednak z całą zawartością Pełnej obaw i nie miałem świadomości jak ogromna zmiana dokonała się w jej muzyce. Od czasów 5 dokonania Kowalskiej zgrabnie szyto pod mocno promujące ją w tamtych okresie dwa krajowe, radiowe, komercyjne molochy. Niektóre utwory były tak często odtwarzane w eterze, że po dziś dzień nie jestem w stanie ich słuchać. Pierwszą płytą Kowalskiej, którą przesłuchałem w całości było Antidotum – to ten album przekonał mnie do zapoznania się z resztą jej dyskografii. W ten sposób stałem się fanem większości dokonań Kasi z lat 90. z naciskiem na Pełną obaw. Nowsze produkcje odbieram z bardziej skrajnymi emocjami. Najbardziej zawiodła mnie wydana w 2004 roku Samotna w wielkim mieście, mimo, że singlowy To co dobre stał się jednym z moich ulubionych utworów Kowalskiej. Wobec Antepenultimate miałem w 2008 roku spore oczekiwania. Zostały spełnione niestety tylko połowicznie.

Płyta okazała się zaskakująco nostalgiczna i melancholijna, mimo obecności dwóch dających porządnego kopa numerów: Miłość, trzeźwość i pokora oraz Anhedonia. Przywodzą mi one na myśl czasy Pełnej obaw, która była zadziorna, rockowa i momentami naprawdę bardzo ciężka w swojej warstwie brzmieniowej. Tymi dwoma utworami Kowalska powróciła do swoich najlepszych czasów, kiedy jeszcze nie lukrowała swojej muzyki radiowymi wymaganiami. Pierwszy singiel A Ty czego chcesz? urzeka melodyjnością. Ujmujące w swojej prostocie, aczkolwiek momentami za bardzo przeładowane smutkiem w warstwie tekstowej Jak słońca promień czy Niewzruszony to gitarowe, zgrabne, wspomagane smyczkami pobrzmiewającymi w tle numery. Podobne są też Baby blues, Jeden dzień szczęścia, Maskarada, Pętla… No właśnie…

Kowalska zawsze była tą, która „pielęgnuje doła”. Taki zabieg w połączeniu z ogromnym nagromadzeniem powolnie snujących się numerów wytwarza na Antepenultimate atmosferę naprawdę głębokiego przytłoczenia, zwłaszcza, że większość tekstów została napisana ponownie na jedną modłę, traktującą o relacjach damsko – męskich. Ile razy można eksploatować ten temat, słuchać o żalu, bólu, samotności i urojeniach? Po wysłuchaniu zamykającej płytę Pętli słuchaczowi nie pozostaje nic tylko usiąść i się rozpłakać. Co z tego, że utwór jest o silnej miłości, jak ogólny wydźwięk tak czy siak nasuwa na myśl dramatyczne skojarzenia? Dziwi mnie takie podejście, zważywszy na fakt, że Kowalska w tamtym okresie w życiu prywatnym raczej nie miała problemów, wręcz przeciwnie!

Spowiedź mimo, że też przesiąknięta żalem, broni się brzmieniem, które ciągnie ten utwór w górę i nadaje mu wyrazu – to póki co ostatni antenowy hit dużego kalibru w wydaniu Kasi. Artystka od wydania Antepenultimate w 2008 roku wzbraniała się z wydaniem premierowego materiału aż dekadę. Szkoda. Z drugiej strony, jeśli albumy, które teoretycznie mogły powstać w tym czasie miałyby po raz n-ty rozpracowywać depresję tak jak ten, to mam ogromne wątpliwości czy przez dzisiejszą publikę zostałyby przełknięte tak łatwo jak 5 czy 10 lat temu, kiedy Kowalska była jedną z antenowych weteranek. Bez względu na to co wydała – było to grane. Na krążku znalazło się także nagranie Dlaczego nie – utwór promował komedię romantyczną Dlaczego nie! z 2007 roku, w związku z czym był męczony przez rozmaite media do znudzenia. Średnio pasuje do tej płyty, ale jego ogromną zaletą jest to, że mocno odciąża mózg przed finałową Pętlą.

Płyta na dłuższą metę niestety mnie rozczarowała, mimo, że jest o wiele lepsza od swojej poprzedniczki, Samotnej w wielkim mieście. Antepenultimate urzekło mnie na początku. Co więcej, singlowy A Ty czego chcesz? nawet tyle lat po premierze czasem zdarzy mi się bardziej pomęczyć. Wiele można Kasi Kowalskiej zarzucić, ale flagowe single promujące jej studyjne wydawnictwa zawsze dobrane były wyjątkowo dobrze. Płyta urzekła mnie także na koncercie. Tam nowości były jednak przeplatane starymi, mającymi ikrę szlagierami. W pewnym momencie czar prysł, a płyta zaczęła mnie bardziej denerwować niż zachwycać. Bardzo rzadko do niej wracam. Jeśli wracam – są to pojedyncze, najbardziej przystępne w odbiorze numery.

Na Pełnej obaw ból, żal, smutek i przygnębienie również były na porządku dziennym. W przeciwieństwie do Antepenultimate tam potężną dawkę energii i wyrazu dodawało całości naprawdę mocne, zróżnicowane granie, pazur i przekonanie z jakim faktycznie śpiewała Kowalska. Teraz również potrafi zbliżyć się do poziomu tamtych utworów, co udowodniła w świetnym Miłość, trzeźwość i pokora, czy w zalatującej alternatywą Anhedonii. Większość nagrań na Antepenultimate brzmi jednak jak wynurzenia osoby przegranej, zrezygnowanej, będącej na krawędzi i nie widzącej w niczym sensu. Muzyka, mimo, że przyjemna, niestety potęguje te wrażenia. Na płycie nie ma nic z uśmiechu z okładki zdobiącej wydawnictwo. Całościowo jest to męczący krążek, dla naprawdę mocnych psychicznie zawodników. Dla fanów – miła zmiana brzmieniowa, mrugnięcie okiem w kierunku Kowalskiej ze schyłku lat 90. i w pewnym stopniu rehabilitacja po nie do końca udanej Samotnej w wielkim mieście.


2 uwagi do wpisu “Kasia Kowalska – Antepenultimate (2008)

Dodaj komentarz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s