Kasia Kowalska – Aya (2016)

AYA
Kasia Kowalska | Aya | 24 VI 2016 | ★★★★★

Królowa depresyjnych klimatów, transferowanych przez lata na szczyty radiowych list przebojów opublikowała kilka dni temu nowy singiel Aya. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ostatnie premierowe nagrania od Kasi Kowalskiej pojawiły się w 2008 roku, przy okazji premiery płyty Antepenultimate. Po takiej przerwie powrót z kolejnym utworem celebrującym żal, cierpienie i miłosne rozterki byłby w jej przypadku chyba szczytem wszystkiego. Jak lubię Kowalską, tak dzisiaj drugiej takiej płyty jak Antepenultimate nie kupiłbym za żadne skarby świata. Kasia przez te parę dobrych lat przemyślała, że czas w końcu zmienić podejście. O nowym singlu można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że celebruje doła. „Dobra zmiana”?

Jaka jest Aya? Ponoć pierwsze skojarzenia są najlepsze. Ja słyszę tutaj bluesowe zacięcie a la The Mephistopheles of Los Angeles z ostatniej płyty Marilyn’a Mansona zmiksowane z starym dobrym Depeche Mode/U2, liźnięte jakimiś egzotycznymi etno wpływami rodem z Festiwalu Rozstaje. Zagranie na wpół komercyjne, ale może czas najwyższy na coś, co płynie gdzieś z głębi, a nie jest wynikiem konieczności wylansowania kolejnego radiowego szlagieru. Nowy singiel to raczej wprowadzenie do czegoś, co dopiero będzie. Wizualnie Aya przywodzi mi na myśl Madonnę z Frozen, ale tylko momentami. U Kowalskiej nie jest tak mrocznie i tajemniczo jak u Madonny – tutaj jest… wyjątkowo przystępnie, pozytywnie, kojąco. Inaczej niż bywało.

Teledysk wyreżyserowany przez samą Kowalską został nagrany na terenie parku narodowego Joshua Tree mieszczącego się w południowo-wschodniej części Kalifornii. W osobie Kowalskiej widzę indiańską szamankę, która nawołuje: Rzuć za siebie – zwątpień czarnych garść, zajrzyj w siebie – w świat jaskrawych barw. Wszystko czego pragniesz jest już Tobie. Jak powiedziała Kowalska w jednym z wywiadów, Aya jest próbą afirmacji życia, wysyłaniem dobrej energii i uznaniem miłości jako jedynego lekarstwa, którego tak naprawdę wszystkim nam trzeba. Niby kolejne banały, ale całościowo ma to jakiś skład i nie wieje plastikową antytwórczością, od której nie można się dzisiaj opędzić. Pytanie, czy po całej serii mniej lub bardziej dołujących płyt ktoś dzisiaj uwierzy w taką „pozytywną Kowalską”? Podróże po Ameryce Południowej trochę namieszały Kaśce w głowie. Wszystko wskazuje na to, że jej nowa odsłona będzie bardziej mistyczna, ale mam nadzieję, że nie będzie to kolejna Samotna w wielkim mieście, która była wynikiem podróży do Japonii.

Wydaje mi się, że prawdziwy wschód Słońca dopiero przed nami. Nie wiem czy za miesiąc, za pół roku, czy może za rok. Sama Kowalska wypowiada się bardzo tajemniczo o dalszej części projektu, którego zaczątkiem jest Aya. Przyjmuje bardzo wygodną postawę – upublicznia jakiś fragment, ale nie zobowiązuje się wyraźnie do niczego, owijając w bawełnę, że „wszystko nastąpi w swoim czasie”. Polskie wielkie wokalistki lat 90. nie potrzebują wiele, żeby o sobie przypomnieć. Czasem wystarczy błysnąć singlem, żeby móc go potem męczyć na kolejnych koncertach i tym samym zapewnić sobie constans jeżeli chodzi o widownię, która będzie regularnie dostarczała gotówki na całkiem niezłe życie. Czasem wystarczy wydać płytę, a na kolejną kazać czekać fanom przez 5, czy 10 lat. Nowej długogrającej płyty od Kowalskiej nie spodziewam się zbyt prędko, ale Aya daje nadzieję, że coś, gdzieś Kaśce w głowie brzęczy i inspiruje ją. Jest to coś, co może raczej prędzej niż za kolejne 8 lat zmaterializować się w postaci większego, wartego uwagi projektu.


Jedna uwaga do wpisu “Kasia Kowalska – Aya (2016)

Leave a Reply