BEST MODE – 10 singli za które uwielbiam Depeche Mode

Jeden z najbardziej inspirujących i najsłynniejszych zespołów w historii muzyki popularnej. Muzyczna legenda, która w 2020 roku obchodziła 40-lecie swojej działalności. Zespół, którego stylu nie da się podrobić – słyszysz nagranie i od razu wiesz, że to Oni. Depeche Mode!


10. It’s No Good / z albumu Ultra (1997)

Drugi singiel z albumu Ultra. Pierwotnie brany pod uwagę jako pierwszy, ale zespół ostatecznie postawił na bardziej innowacyjny, industrialno – rockowy Barrel of a Gun. Oko w kierunku mainstreamu Depeszowcy puścili dopiero dwa tygodnie przed premierą płyty. It’s No Good to ultratechnologiczny, świeżo brzmiący, przestrzenny, bardzo zimno zaśpiewany, pełen klawiszy numer. Od pierwszych taktów wiadomo, że to Depeche Mode. Podstawą dla klubowej elektroniki jest tutaj jednak prawdziwa perkusja i gitara basowa. Na solidnych, organicznych fundamentach powstała dopiero komputerowo programowana część nagrania. Teraz zazwyczaj robi się odwrotnie – dlatego zalewa nas masa utworów kompletnie nijakich.


09. Policy of Truth / z albumu Violator (1990)

Przestrzenny, bardzo rytmiczny numer z pulsującym basowym podkładem. Nagrywanie tego utworu było dla zespołu bardzo problematyczne. Uzyskanie finalnego brzmienia poprzedzone było wypróbowaniem masy różnych aranżacji. Zwykle coś takiego oznacza problemy z utworem. Jednak w tym przypadku wiedzieliśmy, że to mocny kawałek, a przynajmniej potencjalny singiel. Główny riff sprawiał kłopoty ze znalezieniem mu odpowiedniego tonu i musieliśmy wypróbować sto różnych wariacji, zanim zdecydowaliśmy się na to, co stało się być może brzmieniem całego albumu – gitara hawajska. – opowiadał Alan Wilder. Nagranie jest po dzień dzisiejszy jednym z najczęściej wykonywanych przez zespół na żywo.


08. Barrel of a Gun / z albumu Ultra (1997)

Bezkompromisowy, brudny i bardzo industrialny. Taki jest Barrel of a Gun – pierwszy singiel promujący album Ultra. Kawał paskudnego, utrzymanego w dynamicznym tempie electro – rocka, który jako otwierający promocję krążka singiel jednocześnie w ogóle nie reprezentował brzmienia na nim zawartego. Członkowie zespołu uznali w tamtym czasie, że po odejściu Alana Wildera, samobójczej próbie Gahana i innych prywatnych problemach lepiej będzie wrócić mocniejszym utworem. Na łamach NME o znaczeniu utworu wypowiedział się Martin Gore: Barrel of a Gun traktuje o zrozumieniu, mówi o co chodzi w twoim życiu i uświadamia, że niekoniecznie pasujesz do planów innych ludzi. Możesz lekko zbaczać ze swojej ścieżki, ale moim zdaniem zawsze istnieje coś, co zostało dla nas zaplanowane, co jest nam przeznaczone.


07. Never Let Me Down Again / z albumu Music for the Massess (1987)

Złowieszczo brzmiący, przetworzony na różne sposoby gitarowy riff Martina Gore’a, dźwięki prawdziwej orkiestry, pianina i perkusyjne sample w klimacie Led Zeppelin złączyły się razem w upiornie zimny, elektroniczny, melodramatyczny hymn. Tekst utworu – Jestem na przejażdżce z moim najlepszym przyjacielem / Mam nadzieję, że już nigdy mnie nie zawiedzie – nie pozostawia złudzeń. Never Let Me Down Again narasta stopniowo i uzależnia jak narkotyk. Jest to prawdopodobnie jedno z najlepszych muzycznych i lirycznych odwzorowań narkotycznej euforii.


06. Strangelove / z albumu Music for the Massess (1987)

Na pierwszy ogień promujący album Music for the Massess poszedł utwór Starangelove. Jest to jedna z pierwszych kompozycji zespołu, w której pojawiły się brzmienia gitarowe. Brzmienia, które za kilka lat miały stać się dominujące w muzyce DM. Piosenkę wydano prawie pół roku przed premierą płyty. W związku z niezadowoleniem członków zespołu z miksu nagrania umieszczonego na singlu, z myślą o płycie długogrającej przygotowano jego nową wersję. Wersję wolniejszą, bardziej surową, nastrojową i mroczną. Takie nagranie bardziej pasowało do chłodnej koncepcji krążka. Osobiście – wolę szybszą, może odrobinę popową ale wyraźnie bardziej rytmiczną wersję singlową.


05. Freelove (Flood Mix) / z albumu Exciter (2001)

Exciter jest jednym z najsłabszych ogniw w dyskografii Depeche Mode. Nie oznacza to jednak, że nie było na czym pociągnąć promocji płyty. Stacje radiowe i telewizyjne bardzo chętnie puszczały w tamtym czasie kolejne single wypuszczane przez Depeszów. Po dziś dzień pamiętam kadry z teledysku do Freelove, krążącego wówczas po stacjach muzycznych. Zakochałem się bez pamięci w singlowej wersji Flood Mix, w której podbito atmosferyczną, dość leniwą wersję albumową do rangi eleganckiego, synth – popowego numeru z wysokiej półki. Skrócenie utworu, podkreślenie uderzeń gitary i świetnie zgrany z snującym się w tle syntezatorem wideoklip złożyły się na wyjątkowo pociągający i stylowy numer, którego słucham zawsze z ogromną przyjemnością.


04. Personal Jesus / z albumu Violator (1990)

Punkt zwrotny w karierze formacji, zainspirowany autobiografią Priscilli Beaulieu Presley Elvis i Ja. To utwór o tym jak Elvis stał się jej mężczyzną i mentorem. – tłumaczył Martin Gore. Wydany w sierpniu 1989 roku, był promowany w prasie kontrowersyjną, dwuznaczną reklamą Zadzwoń pod ten numer do swojego Osobistego Jezusa. Zgodnie z nią, każdy kto zadzwonił pod podany w ogłoszeniu numer usłyszał fragment nowego singla Depeche Mode. Niektóre gazety, publikujące chętnie na co dzień ogłoszenia erotyczne, zaprzestały publikacji reklamy, twierdząc, ze obraża ona uczucia religijne. Był to pierwszy singiel Depeche Mode który pokrył się w USA złotem. Jest to także pierwsza kompozycja zespołu, w której syntezatory i automat perkusyjny otrzymały potężne wsparcie gitar. Był to krok ku bardziej industrialnemu i surowemu brzmieniu w muzyce formacji. Nagranie było wielokrotnie coverowane przez innych artystów tj. Gravity Kills, Johnny Cash czy Marilyn Manson. Wersja Mansona jest moją ulubioną i stawiam ją prawie na równi z oryginałem.


03. Stripped / z albumu Black Celebration (1986)

Stripped rozpoczyna się zniekształconym bitem, przypominającym pracę silnika na wolnych obrotach. Właściwa melodia rozpoczyna się wraz z zapaleniem silnika samochodu, którym był Porsche 911, należący do Dave’a Gahana. Wtedy pojawiają się syntezatory, perkusja i basy które szaleją przez dalszą część utworu. W tle cały czas pobrzmiewa motoryczny podkład, a ponad całością dźwięków unosi się wokal Dave’a dobitnie wyrażający tęsknotę za miłością pozbawioną zahamowań. W utworze wykorzystano także specjalnie nagrywane na jego potrzeby fajerwerki, a całość zwieńczono odgłosami tykającego zegara. Mroczny, mocno syntezatorowy, smutny i wymowny klasyk.


02. I Feel You / z albumu Songs of Faith and Devotion (1993)

Na brudnym, bluesowym riffie zbudowano I Feel You – pierwszy singiel z albumu Songs of Faith and Devotion. Syntetyczne brzmienie i wycackany wizerunek zespołu z czasów Violatora poszedł w odstawkę, co mocno podzieliło w tamtym czasie fanów formacji. I Feel You urzeka mnie niskim, bardziej agresywnym wokalem Gahana, niespokojną, charczącą elektroniką, przybrudzonym, bluesowym, bujanym rytmem i zniekształconymi dźwiękami gitar. Zaskakujące odświeżenie brzmienia Depeszów po melodyjnym i wyważonym Violatorze. Kurs odwrotny do oczekiwań słuchaczy. Duże ryzyko, ale i dowód artystycznego rozwoju. Ciemna strona czwórki z Basildon.


01. In Your Room / z albumu Songs of Faith and Devotion (1993)

Finałowy singiel z albumu Songs of Faith and Devotion, będący jednocześnie ostatnim nagranym wspólnie z Alanem Wilderem. Prawdziwy muzyczny dreszczowiec. Trzeba jednak sięgnąć po oryginalną, albumową wersję nagrania. Wersja singlowa, znana jako The Zephyr Mix znacznie odbiega od albumowego pierwowzoru i nie oddaje nawet w połowie jego genialnego klimatu. Siła tego utworu tkwi w subtelnych warstwach instrumentalnych – szemrzącej linii syntezatora, hipnotycznym rytmie i poruszających smyczkach. Od początku do końca charakteryzuje go narastające napięcie, które trzyma słuchaczy w niepewności. Ta atmosfera wyczekiwania dopełnia się w płomiennym tekście trzeciej zwrotki. Muzyka narasta w idealnej harmonii, prowadzona intensywną perkusją, aż w końcu wpada w finałowy refren. – tak podsumował oryginalną wersję utworu Alan Wilder. Ubóstwiam te mroczne, uwite w gęstą pajęczynę, dudniące partie bębnów, industrialną, motoryczną, złowrogo wybrzmiewającą perkusję, osępiały, wręcz narkotyczny wokal Gahana i kompilację gitarowych, maniakalnie wybrzmiewających dźwięków w finale utworu. Depeszowski thriller pierwszej klasy.


Wielu z Was zastanawia się zapewne, gdzie podziała się jeszcze jedna piosenka…

Enjoy the Silence / z albumu Violator (1990)

Największy przebój Depeche Mode. Nie jest to moja największa miłość, mimo, że była to pierwsza piosenka DM, z którą prawdopodobnie miałem styczność. Przoduje praktycznie we wszystkich rankingach dotyczących zespołu. U mnie jest swego rodzaju zwieńczeniem, utworem – finiszem. Kropką nad i. Czymś, co wykracza poza ramy rankingu. Enjoy the Silence jest typem nagrania, które będzie grane przez stacje radiowe i telewizyjne oraz samplowane i coverowane przez innych artystów po wsze czasy. Utwór wystrzelił Depeche Mode na szczyty sławy. Sławy, która wytyczyła dalszym losom zespołu bardzo krętą drogę. Na sukces utworu znacząco wpłynął inspirowany powiastką Mały Książę i kręcony w południowej Portugalii, północnej Szkocji i Alpach Szwajcarskich teledysk w reżyserii Antona Corbijna. Co ciekawe, surowa wersja demo nagrania była niepozorną balladą. Alan Wilder wpadł na pomysł, żeby przyspieszyć tempo i uwypuklić warstwę muzyczną. Jak wspominał Andy Fletcher: Wtedy Martin wziął gitarę i zagrał riff, a my wiedzieliśmy, że mamy potężny hit!


Leave a Reply