Madonna – Music (2000)

MUSICalbumcover
Madonna | Music | 18 IX 2000 | ★★★★

Kiedy Madonna wydawała swój ósmy album studyjny miałem 12 lat. Nigdy nie zapomnę zdumienia, które przeżyłem trafiając po raz pierwszy na fragment teledysku do singlowego numeru. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę, nie wspominając już o tym co słyszę! Byłem wtedy jeszcze dzieckiem i tak naprawdę niewiele wiedziałem o Madonnie sprzed ery Ray of Light. Kojarząc ją głównie z stonowanym wizerunkiem i elektronicznym brzmieniem zaprezentowanym na bestsellerze z 1998 roku, Madonna – kowbojka i jej nowe nagrania były dla mnie wówczas absolutnym zaskoczeniem. Zastanawianie się nad tym, co stało się z mroczną i mistyczną Madonną z Frozen nie trwało jednak długo – moją głowę w mgnieniu oka opanowała Muzyka.

Nie ma chyba drugiego takiego albumu w dyskografii Królowej Popu, który wywołałby takie zaskoczenie wśród publiczności i krytyków muzycznych, jakie w momencie swojej premiery wywołał Music. Madonna na przekór wszystkim, zamiast nagrać płytę – kontynuację Ray of Light, postanowiła wybrać zupełnie inną drogę, zmieniając koncepcję na siebie niemal o 180 stopni. M wiedziała, że Ray of Light był w pewnym sensie nowym startem dla jej kariery. By utrzymać ogromną rzeszę fanów, pozyskanych w mistycznej erze musiała ich zaskoczyć. Nowi fani musieli dostać wyraźny sygnał, że nie będą się z nią nudzić. Dostali więc materiał nowoczesny, wyprzedzający panujące trendy, momentami kompletnie odjechany. Madonna tą płytą wychowała sobie nowe pokolenie wielbicieli, którzy przez kolejne kilkanaście lat mieli napędzać jej karierę – czekać na kolejne płyty z wypiekami na twarzy, windować kolejne singlowe bangery na szczyty list przebojów i tłumnie oblegać gigantyczne widowiska koncertowe.

Mimo, że wizerunkowo Music jest zupełną alternatywą do wydanego dwa lata wcześniej Ray of Light, to podwalin brzmienia tego albumu należy zdecydowanie szukać w palecie elektronicznych dźwięków wygenerowanych przez Williama Orbita na jego poprzedniku. Orbit pracował z Madonną nad następcą Ray of Light, jednak to nie on finalnie zagrał na nim producenckie pierwsze skrzypce. Pierwszeństwo w ukierunkowaniu płyty na nowe brzmienia otrzymał poznany przez Madonnę w połowie 1999 roku francuski DJ o afgańsko – włoskich korzeniach – Mirwais Ahmadzaï. To on hipnotyzującą i atmosferyczną elektronikę Orbita zamienił na surowe i minimalistyczne, ale nadal wybitnie osadzone w elektronice taneczne, ale i podkręcone akustyką dźwięki.

Madonna w tamtym czasie była osobą mocno zajawioną nowymi trendami w muzyce. Gwiazda wiedziała, że musi wrzucić wyższy bieg, by nadać swojej reaktywowanej karierze dodatkowych obrotów. Z Orbitem mogłaby wówczas co najwyżej pójść w rejony przyjemnego, radiowego popu a la American Pie czy Time Stood Still. Nie o to jednak wtedy chodziło. Mimo tego, prawdopodobnie w związku z naciskami płynącymi z Warnera numery Williama pojawiły się jednak na nowej płycie. W końcu głupio byłoby definitywnie odciąć się od autora wielkiego powrotu piosenkarki do muzycznej prominencji. Jego nazwisko w kredytach wciąż mogło być sporym wabikiem dla potencjalnych nabywców płyty, nawet jeśli wyprodukowane przez niego numery – Runaway Lover i Amazing – okazały się najsłabszymi ogniwami całego albumu.

Mam wrażenie, że Warner tak naprawdę nie do końca nadążał w tamtym czasie za Madonną. Wybór czwartego singla z albumu idealnie to potwierdza. Wytwórnia uparła się na wyprodukowany przez Orbita, zachowawczy, ale wybitnie radiowy Amazing, z kolei Madonna na innowacyjny, zrobiony przez Mirwaisa, techno – eksperyment Impressive Instant. W efekcie oficjalnie promocja płyty zakończyła się na trzech singlach, a na kolejnych płytach artystki wśród producentów Williama Orbita już nie było, aż do czasu MDNA w 2012 roku, na którą chorująca wówczas na twórczy kryzys Madonna zwyczajnie nie miała pomysłu i z braku laku sięgnęła po jego pomoc. Co z tego wyniknęło – wszyscy wiemy. W 2000 roku jednak nikt nie był tego świadomy, a William Orbit obok Mirwaisa został finalnie uznany za współtwórcę sukcesu Music.

Mirwais do związku z Madonną przemycił całą paletę charakterystycznych dla niego dźwięków i trików, które można było usłyszeć na jego płycie Production, wydanej kilka miesięcy przed Music. Ten, kto miał wówczas dostęp do tej płyty, mniej więcej mógł określić kierunek, w którym na swoim krążku podąży Madonna. O ile duet Madonna – Orbit tym razem zrodził utwory przebojowe, ale trochę nijakie, tak z muzycznego romansu z Mirwaisem powstały prawie same szlagiery. Najbardziej rozpoznawalnym z nich jest singlowy Music – cholernie wkręcający, postmodernistyczny, czerpiący garściami z French electro i electro – funku lat 70. taneczny hymn w warstwie tekstowej zachęcający do zabawy w dyskotece. Mimo niebotycznego komercyjnego sukcesu, który udało się odnieść tej piosence, to jednak nie ona jest najmocniejszym ogniwem całego albumu. Miano to należy do pulsującego, mocno inspirowanego nurtem EDM, robotycznego techno – killera Impressive Instant. Z zwariowanego brzmienia techno i odhumanizowanego wokalu M powstało jedno z najbardziej odjechanych w kosmos nagrań w jej karierze.

Wizerunek Madonny z okładki albumu podkreśla użyta w wielu momentach gitara akustyczna, przywodząca na myśl amerykański klimat country. W większości nagrań jej brzmienie wkomponowano w wijące się to tu, to tam rozmaite, elektroniczne dźwięki. Jest to słyszalne zwłaszcza w refleksyjnych, osobistych balladach I Deserve It oraz Gone. Dzięki takiemu zabiegowi, utwory nie brzmiały zbyt surowo i w powiązaniu z ówczesnym wizerunkiem gwiazdy były bardzo przystępne w odbiorze dla potencjalnych słuchaczy. Gitarowy temat country mocno podkreślono i zwizualizowano także w singlowym Don’t Tell Me, w który dodatkowo wsamplowano charakterystyczny hook z utworu I’m Gonna Get You, funkowej formacji Sir Joe Quarterman & Free Soul z 1974 roku. Momentami na albumie jest również mrocznie – w Nobody’s Perfect eteryczny, przepuszczony przez vocoder wokal Madonny połączono z szumiącym w tle syntezatorem, gitarą i drapaną płytą winylową, co wówczas stworzyło z tego nagrania popową nie lada nowinkę. Z kolei w zjawiskowym, orientalnym Paradise (Not For Me) w którym Madonna śpiewa także po francusku, syntezatorowo – smykowe partie zgrabnie przepleciono kolejnymi partiami wokalnymi. 

Wisienką na torcie jest podejmujący temat nierówności płci What It Feels Like for a Girl będący jednocześnie trzecim singlem z albumu (pierwotnie planowany jako drugi). W utwór wpleciono fragment dialogu z brytyjskiego filmu The Cement Garden z 1993 roku w wykonaniu aktorki Charlotte Gainsbourg. To jej wypowiedź zainspirowała Madonnę do nadania całej kompozycji feministycznego charakteru. To także do tego utworu powstał kapitalny remiks Above & Beyond, który został użyty w kontrowersyjnym wideoklipie wyreżyserowanym przez ówczesnego męża gwiazdy – Guy’a Ritchiego. Na europejskiej wersji albumu pojawił się także nielubiany przez samą Madonnę cover utworu Dona McCleana American Pie, zupełnie przypadkowo nagrany na potrzeby promocji filmu The Next Best Thing. Wiosną 2000 roku numer stał się jej kolejnym globalnym numerem 1. Madonna uważała, że utwór kompletnie nie pasuje do nowego albumu, natomiast wytwórnia stwierdziła, że jego obecność na trackliście świetnie podkręci sprzedaż longplay’a. Jeżeli nie znaliście tej historii, to już wiecie, dlaczego M nigdy nie wykonała American Pie na żywo, ani nie uwzględniła go w programie żadnej, wydanej później składanki największych przebojów.

Całościowo Music jest szlagierem ponad szlagierami. Jest to krążek, którym Madonna sprytnie przedłużyła sobie żywot w mainstreamowej rzeczywistości. Nigdy później nie udało się jej już pozyskać tylu nowych i wiernych fanów – ostatnim takim punktem porządnie ściągającym nowych miłośników będzie Confessions on a Dance Floor. Music w 2000 roku zdefiniowało styl w którym będzie zmierzała muzyka popularna na początku XXI wieku. Jest to album prosty i ujmujący w całej swojej warstwie, raczej bardziej do relaksu, niż do dyskoteki. Melodyjny i bardzo przyzwoity miks popu i elektroniki z gitarą akustyczną w tle, bądź na pierwszym planie – zależnie od kompozycji. Przy dźwiękach płynących z tej płyty można się naprawdę prawdziwie odprężyć. Music nie jest jednak zupełnie pozbawiony charakterystycznych dla Madonny parkietowych bangerów, czerpiących garściami z mało rozpowszechnionych i innowacyjnych jak na tamte czasy producenckich trików. I choćby z tego powodu ogromnym błędem byłoby pominąć tę płytę przy zapoznawaniu się z dyskografią Królowej Popu!


Dodaj komentarz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s