Céline Dion – One Heart (2003)

Céline Dion | One Heart | 24 III 2003 | ★★

Przełom dekad praktycznie zawsze wiązał się ze zmianą panujących trendów niemal we wszystkich dziedzinach życia. Zjawisko to nasiliło się jeszcze bardziej na przełomie wieków. Nadejście nowego millennium było dla świata symbolicznym wejściem w nową, mocno technologiczną i cyfrową erę, która trwale i niebywale szybko zmieniła otaczającą nas rzeczywistość. W nowe realia wkroczyła także branża muzyczna. Pod koniec lat 90. nastąpił wysyp nowych gwiazd muzyki popularnej, które przejęły w mainstreamie prym po wielkich diwach, które rządziły listami przebojów w latach 90. Jedną z takich diw była Céline Dion, która w ciągu zaledwie kilku lat sprzedała na całym świecie grubo ponad 100 mln albumów, stając się jednym z muzycznych fenomenów ostatniej dekady XX wieku. Wytwórnia Sony była pod koniec lat 90. świadoma zachodzących na rynku zmian i wraz z wydaniem przeboju That’s the Way It Is rozpoczęła proces odpoważniania wizerunku swojej flagowej artystki. Dion podkręciła więc tempo i przyjęła bardziej relaksujący styl śpiewania obierając kurs na radiowy, chwytliwy pop. Gwiazda nie zrezygnowała całkowicie z balladowego repertuaru, ale to nie on miał od teraz ciągnąć jej nowe wydawnictwa na czołowe miejsca list sprzedaży.  

Prawdziwym punktem zwrotnym w karierze artystki stał się wydany na początku 2002 roku album A New Day Has Come. Był to pierwszy od 1997 roku w pełni długogrający anglojęzyczny krążek na którym Céline podjęła próbę szerszej eksploracji muzyki pop, dodając do swojego repertuaru mocno współczesne, bardziej taneczne brzmienia. Powrót Dion na scenę po dwuletniej absencji został wówczas przygotowany z ogromnym pietyzmem, a dzięki przebojowym A New Day Has Come i I’m Alive płyta wykręciła globalnie wynik 10 mln sprzedanych kopii. Gwiazda zaskoczyła nie tylko swoich wiernych fanów, ale i słabo tolerujących jej dotychczasowe anglojęzyczne dokonania krytyków muzycznych, którzy przyjęli jej nowy krążek z o wiele większym entuzjazmem niż poprzedzający go bestseller z 1998 roku – Let’s Talk About Love. Udany powrót na rynek wygenerował w oczach wytwórni Sony konieczność nagrania kolejnego, jeszcze bardziej pędzącego za trendami albumu, którego wydanie wstępnie zaplanowano na koniec 2003 roku. Sukces, który odniósł A New Day musiał zostać utrwalony, zwłaszcza, że od marca 2003 roku Kanadyjka miała skupić się na rezydenturze w Las Vegas w ramach której w ciągu kolejnych dziewięciu miesięcy roku miała dać niemal 150 koncertów. W pośpiechu zaczęto więc prace nad następcą Day – płytą One Heart.

Pod koniec 2002 roku wytwórnia Dion postanowiła przyspieszyć premierę płyty, tak by nastąpiła ona dosłownie w przeddzień startu serii koncertów w Las Vegas. Dodatkowym bodźcem, który przemawiał za szybszym wydaniem One Heart był opiewający na 14 mln dolarów kontrakt Céline z firmą Chrysler. Durnotą byłoby nie połączyć startu tak ogromnej kampanii reklamowej z wydaniem płyty. Pod reklamy Chryslera zrobiono więc nie tylko albumową sesję zdjęciową, ale nagrano też pierwszy singiel ją zwiastujący. Chrysler chciał, by kampanię koniecznie zainaugurował utwór kojarzący się z jazdą samochodem. W ten sposób do Céline trafiła więc piosenka Roya Orbisona – I Drove All Night. Artystka pod czujnym okiem szwedzkich producentów nagrała swoją, dance – popową wersję piosenki, która stała się motywem przewodnim kampanii Drive & Love. Dla Céline był to dobry deal – jej nowy utwór przez kilka miesięcy przewijał się w tysiącach emisji w rozmaitych stacjach telewizyjnych. Przełożyło się to na większe zainteresowanie utworem ze strony bardziej muzycznych mediów i zapewniło świetne wyniki sprzedaży nowej płycie gwiazdy w pierwszych tygodniach po premierze. Nigdy później Dion nie wylansowała już większego anglojęzycznego hitu.

Jak pokazuje historia, jeden przebojowy singiel to często za mało by móc do takiego samego worka wrzucić cały album. Ten, nagrywany w biegu to tu, to tam, w obliczu przyspieszonej premiery stanął finalnie gdzieś w połowie jakościowego, ale jak się później okazało także i sprzedażowego sukcesu osiągniętego przez A New Day Has Come. Po jednym przesłuchaniu można zorientować się, że Dion najzwyczajniej zabrakło czasu na dopracowanie całości a na szybkim wydaniu tego albumu zależało przede wszystkim jej wytwórni. Sony, przyzwyczajone do tego, że ostatnie płyty Céline rozchodziły się w średnim przedziale 20 – 30 mln kopii nie do końca było zadowolone z sprzedażowego wyniku A New Day. W One Heart zainwestowano więc o wiele mniej pieniędzy i potraktowano go jako pewnego rodzaju suplement do poprzednika, który miał sprzedać się głównie na fali jego popularności a skoordynowanie promocji z kampanią Chryslera miało mocno ograniczyć nakłady poniesione na promocję. By upiec dwie pieczenie na jednym ogniu na One Heart ulokowano nawet występujący pierwotnie na A New Day numer Have You Ever Been In Love. Nie zmieniono w nim nic i w dodatku wydano go na singlu, który de facto promował dwie płyty.

Have You Ever nie jest jednak jedyną powtórką z rozrywki, ściągniętą z tracklisty A New Day. Na One Heart pojawiła się także balladowa wersja Sorry for Love oraz wycięty z limitowanej edycji track Coulda Woulda Shoulda. O ile ten ostatni całkiem zgrabnie pasuje do kompletu typowo popowych tracków wypełniających Heart, tak spowolnione Sorry przy euro – dance’owej wersji z A New Day brzmi jak kompletna mamyja. Na publikację alternatywnych wersji jakichś utworów najlepsze w tamtym czasie były single, minialbumy albo edycje limitowane. Lokowanie wczesnej wersji piosenki z poprzedniej płyty na kolejnym studyjnym krążku jest niczym innym jak sztucznym rozpychaniem tracklisty w imię zasady im więcej, tym lepiej – tym chętniej ktoś kupi płytę.  

Z premierowym materiałem czasem jest lepiej, częściej jednak zdecydowanie gorzej. Obok naprawdę koszmarnego, liźniętego r&b Love Is All We Need w którym chórki (jak słowo daję!) robi chyba sama Britney Spears i do bólu infantylnego, soft – rockowego Naked mamy tutaj zaskakująco przyjemny, popowy i w fajny sposób wykorzystujący skalę wokalną Céline Reveal. Numer został napisany przez Cathy Dennis, autorkę Can’t Get You Out of My Head napisanego dla Kylie Minogue i Toxic dla Britney Spears. Obok nijakiej, nadającej się raczej dla Janet Jackson ballady Forget Me Not czy sennego In His Touch możemy posłuchać prostej, popowej, wspartej smykami produkcji Stand By Your Side. Numer wydano nawet w USA na singlu promocyjnym. Na krążku upchnięto także anglojęzyczną wersję Et je t’aime encore które kilka miesięcy później w swojej oryginalnej inkarnacji pojawiło się na francuskojęzycznym albumie 1 Fille & 4 Types. Oczywiście bezdyskusyjny jest fakt, że jest to udana piosenka – niestety czuć, że to numer napisany typowo pod płytę francuską i na niej faktycznie robi on niezłą robotę. Tutaj pełni wyłącznie rolę taniego wypełniacza, tak jak kiedyś If That’s What It Takes czy I Don’t Know na Falling Into You.

Rozumiem chęć zawojowania dyskotek w tamtym czasie – tytułowy One Heart w jakimś stopniu w ówczesnych realiach mógł działać na pewne grono odbiorców. Po dwóch dekadach trąci najgorszą tandetą tamtych czasów, która materializuje się w całej okazałości w teledysku do tego utworu. Jedyne co mogę tutaj docenić, to odwagę Céline do wskoczenia w dyskotekowe łaszki, nic więcej. Kolejne potwierdzenie, że Kanadyjka ma do siebie ogromny dystans. Niestety każdy taki gwałtowny stylistyczny i wizerunkowy ruch niesie ze sobą ryzyko, że może to po prostu wyjść bardzo cheap. Ludzie czują, gdy ktoś picuje. Nie dziwi mnie fakt, że One Heart jest piosenką, którą sami fani Céline najczęściej wymieniają jako tę najgorszą nagraną przez ich diwę. O wiele autentyczniej Dion wypada np. w subtelnym, gitarowo – syntezatorowym Faith, który uwodzi wokalną interpretacją i równie typową dla tamtych czasów popową produkcją. Dlaczego nie można było pchnąć tej płyty w takim kierunku?

One Heart jest modelowym przykładem produkcji zrobionej tylko dla wytwórnianego zarobku. Niemal 5 mln sprzedanych kopii płyty długogrającej nie jest wynikiem byle jakim – budżet tego projektu przy minimalnym wkładzie w promocję raczej zamknął się Sony z dużą nawiązką. Po dwóch dekadach od premiery management diwy powinien jednak zadać sobie pytanie co, prócz względnego zarobku dla wielkiej kompanii ten zrobiony na szybko projekt wniósł do wieloletniej kariery Kanadyjki? Nic? Tak, odpowiedź brzmi: nic. Nic, prócz wrażenia, że wielka diwa Dion musi mega zluzować, by przetrwać w mainstreamie. W jakim stylu, nie miało to żadnego znaczenia, byle materiał był w jakimś ówczesnym trendzie i byle był on powodem zainteresowania ze strony mediów przed startem gigantycznego show A New Day. Dzisiaj nikt nie czuje powodu, żeby do One Heart wracać i nabijać mu streamy. Każdy, kto chce posłuchać Céline z tamtego okresu wraca do A New Day Has Come, które miało swoje mankamenty, ale było świetnie wyprodukowane, wypromowane i było przede wszystkim jakieś. One Heart jest żadne. Ma kilka przyjemnych momentów, ale prawdę mówiąc gdyby team Dion choć trochę postawił wtedy na jakość, mógłby zrobić z tych kilku względnych tracków naprawdę wypasioną wersję deluxe albumu z 2002 roku. Taka wersja nie zarobiłaby jednak tyle, ile wydawnictwo reklamowane jako zupełnie nowy krążek a przecież łatwe pieniądze w tym biznesie zawsze są mile widziane. Szkoda, że ofiarą takiego działania była akurat osoba, której kariera kompletnie nie zasługiwała na takie traktowanie, bo dzisiaj, prócz smrodu w dyskografii ona sama nie ma i nie będzie miała już z tego albumu kompletnie nic.


Leave a Reply