
W 2015 roku Nightwish wydał pierwszą część trylogii albumów będących hołdem dla nauki, mocy ludzkiego rozumu, natury, humanizmu, historii człowieka i inspiracji z niej płynącej. Endless Forms Most Beautiful został zainspirowany dziełem przyrodnika Karola Darwina O powstaniu gatunków i był pierwszym studyjnym albumem grupy na którym wokalnie udzieliła się Floor Jansen, zastępując w tej roli Anette Olzon. Wydany w pandemicznym czasie Human. :||: Nature. przybrał formę koncepcyjnego projektu podzielonego na dwie części: klasyczną, opatrzoną tekstami i wokalami, poświęconą ludzkości i instrumentalną, epicką opowieść o naturze będącą według Tuomasa Holopainena swoistym listem miłosnym do planety Ziemia. Płyta w odróżnieniu do Endless wzbudziła w fandomie zespołu bardzo sprzeczne uczucia, ale od początku była zapowiadana jako coś innego, o wiele bardziej łagodniejszego od ich poprzednich dokonań. W 2021 roku grupą mocno wstrząsnęło odejście Marko Hietali, ale Tuomas Holopainen nie zwinął żagli, wciągnął na pokład Jukkę Koskinena i rozpoczął prace nad kolejnym wydawnictwem. W międzyczasie formacja zawiesiła czasowo działalność koncertową, ale podpisała nowy, obejmujący kilka kolejnych albumów kontrakt z wytwórnią Nuclear Blast. Brak tournée wspomagającego wydanie nowego albumu band postanowił jednak zrekompensować fanom wydaniem aż trzech, wspartych teledyskami singli. Po raz pierwszy w historii grupy praktycznie cały album doczekał się także wersji orkiestrowej. Jak Yesterwynde wypada na tle swoich dwóch studyjnych poprzedników? Jak miesza w niemal 30 – letniej historii zespołu?
Najnowsze dzieło Nightwish otwiera utwór tytułowy pełniący rolę rozbudowanego, niespełna trzyminutowego intra startującego wraz z dźwiękiem starego projektora filmowego przechodzącego w majestatyczne partie chóru a następnie akustyczne, delikatne, bardzo ciepłe powitanie w wykonaniu Floor Jansen. Płyta wskakuje na właściwe sobie obroty wraz z wyraźnie nawołującym do poprzednich dokonań zespołu An Ocean of Strange Islands. Potężny, gitarowo – perkusyjny banger zawiera w sobie typowe dla Nightwish zmiany tempa oraz monumentalnie wybrzmiewającą orkiestrę wraz z chórem, które momentami trochę tłumią wokal Floor Jansen. Zabieg wycofania sopranu Jansen do roli de facto najbardziej słyszalnego elementu chóru powtórzono także w Perfume of the Timeless i jak już wiemy po reakcjach na singiel, nie był to miód na uszy fanów Holenderki. Taka sztuczka na Yesterwynde nie jest jednak normą a z punktu widzenia An Ocean i Perfume zdaje się być logicznym rezultatem wyrażenia głosu wielu pokoleń, dzięki któremu wszyscy jesteśmy właśnie tu i teraz. An Ocean jest najdłuższą kompozycją na Yesterwynde i przywołuje ducha typowo klawiszowych, pierwszych płyt grupy, rozmach towarzyszący Once, czy filmowy charakter, który spowijał Imaginaerum.
The Antikythera Mechanism opowiada historię najstarszego znanego światu komputera analogowego, którym był Mechanizm z Antykithiry. Urządzenie będące jednym z największych intelektualnych osiągnięć starożytnych Greków, datowane na koniec II w p.n.e. / początek I w p.n.e. służyło do dokładnego obliczania położenia Słońca, Księżyca i innych ciał niebieskich. Kiedy Tuomas przeczytał o tym mechanizmie w jednym z magazynów naukowych stwierdził, że musi napisać o tym utwór. Utwór demoniczny, balansujący niczym wzburzone morze pomiędzy epickimi, metalowymi partiami chłopaków, rozbudowaną orkiestrą, głębokim, pewnie wybrzmiewającym wokalem Floor oraz tonującym emocje głosem Troya. Pochwalić należy tutaj w szczególności wspaniale brzmiące gitary wpadające momentami w industrial, ewoluujące w imponującą, rozbudowaną solówkę, których na ostatnich płytach Nightwisha trochę brakowało. The Day of… rozwija żagle w kierunku popowego, liźniętego ejtisowym synth wave’m hymnu będącego refleksją nad stanem ludzkości i nadciągającym widmem apokalipsy. To odpowiedź na obawy związane z technologią, zniszczeniem środowiska i zaniedbaniem społecznym. Piosenka nie jest jednak wyłącznie fatalistycznym obrazem czekających na nas mrocznych czasów, ale wyrazem nadziei, że jeśli jako ludzkość będziemy w stanie skonfrontować się z globalnymi bolączkami rzeczywistości, możemy jeszcze nakreślić lepszą przyszłość dla kolejnych pokoleń. W kompozycji oddano lwią część partii dziecięcemu, londyńskiemu chórowi Cardinal Vaughan School Choir, który w finalnej partii łączy siły z Floor, doprowadzając utwór do epickiego zakończenia.
The Day of… przechodzi w singlowy Perfume of the Timeless zawierający w sobie bardzo mocne przesłanie o powiązanej naturze ludzkiej egzystencji oraz refleksji nad dziedzictwem, które tworzymy i nad zasadniczą rolą jaką każdy z nas odgrywa w toczącej się historii ludzkości. Całość zawarto w poetyckim tekście, klimatycznym długim, symfonicznym intro, uderzającym refrenie, instrumentalnej wariacji w drugiej partii utworu i spokojnemu, nostalgicznemu końcowi. Mamy tutaj wszystko o czym traktuje album Yesterwynde – humanizm, śmiertelność, przemijanie, wspomnienia, kult przodków. Nie dziwi więc fakt, że numer wybrano na pierwszy zwiastun płyty i treść, która z niego płynie wygrała w starciu z komercyjnym vibem, jakim teoretycznie singlowy numer powinien się odznaczać. Wraz z Sway zespół wiedzie słuchaczy w łagodniejsze, bardziej folkowe rejony wykreowane za pomocą gitary akustycznej, delikatnej partii smyków, dud i harmonijnie dopełniających się wokali Floor i Troya. Jeżeli podobał Wam się The Islander, Sway chwyci Was mocno za serce. Prawdziwa niespodzianka nadchodzi wraz z utworem The Children of ‘Ata, który dowodzi tego, że Holopainen i spółka mają wyraźną ochotę dołożyć do historii grupy jeszcze kilka fajnych, eksperymentalnych rzeczy. Utwór opowiada historię sześciu nastoletnich chłopców z Tonga, którzy rozbili się na bezludnej wyspie ‘Ata w 1965 roku i mieszkali tam przez 15 miesięcy, aż do chwili ich uratowania. W piosence użyto fragmentów śpiewanych przez rdzennych mieszkańców Tonga, a zwrotki oparto na wyraźnym brzmieniu syntezatora w rytmie… disco! Ten numer może być bardzo ciężkim orzechem do zgryzienia dla ortodoksyjnych, wychowywanych począwszy od 1997 roku fanów grupy. Ja życzyłbym sobie więcej takich stylistycznych wariacji!
Something Whispered Follow Me jest typem utworu, który początkowo może wydawać się trochę nijaki, ale zyskuje z każdym kolejnym przesłuchaniem. Przez nagranie nieśmiało przebija się nostalgia za rockowymi balladami typowymi dla środka lat 90., a w jego finalnej części w pełni triumfuje Floor Jansen, wykonując kilka imponujących wokalnych wariacji. Wokalnych smaczków nie brakuje także w klimatycznym, a to trochę teatralnym, a to zawadiackim, klawiszowym, przywodzącym na myśl początki zespołu Spider Silk, który opatrzono naprawdę wielkim, porywającym refrenem. Hiraeth jest jedynym utworem, do którego nie powstała wersja orkiestrowa. Kompozycję oparto jedynie na ciężkiej, rozbudowanej, momentami bardzo energetycznej sekcji folkowej. Tytuł utworu zaczerpnięto z języka walijskiego i nadaje on ton całej piosence, będącej wyrazem tęsknoty za czasem i/lub osobami które zaginęły lub zmarły. Nie jest to jednak rodzaj tęsknoty odznaczającej się smutkiem czy bliżej nieokreślonym niepokojem – raczej jest to tęsknota mająca budować pewne poczucie wspólnoty między żyjącymi ludźmi za naszymi przodkami, ich dokonaniami, docenieniem ich roli w łańcuchu życia. Koniec albumu wyznacza epicki, początkowo bardzo niepokojąco startujący The Weave, przeradzający się w istną gitarowo – perkusyjną bombę, która dosłownie krzyczy, by została kiedyś odpalona w wersji na żywo!
Utwór, który zamyka Yesterwynde oraz symbolicznie domyka trylogię albumów w różny sposób celebrujących ludzką egzystencję na Ziemi bazuje na osobistych doświadczeniach Tuomasa Holopainena. Lanternlight jest hołdem Tuomasa dla jego zmarłego w 2021 roku ojca. Floor Jansen była bardzo wzruszona kiedy po raz pierwszy usłyszała demo piosenki. Zgodnie z jej słowami, Lanternlight był dla niej jednym z najtrudniejszych utworów do zaśpiewania w jej zespołowym dorobku. Floor nalegała także, by to właśnie ta piosenka była trzecim i zarazem finalnym, opatrzonym wideoklipem singlem z Yesterwynde. Piękny, bardzo głęboki, zgrabnie zaaranżowany na fortepian numer przypominający o tym, jak bardzo ulotne jest życie i jednocześnie będący zachętą dla słuchaczy do tego, by cieszyć się jego każdym momentem. Całość domyka znany z openingu dźwięk projektora filmowego, symboliczne „zatoczenie koła”, koniec pewnej historii i zarazem początek czegoś nowego. Nie mam żadnej wątpliwości, że nagranie tego albumu bardzo mocno scementowało cały zespół po dużym personalnym kryzysie z 2021 roku. I tak jak po odejściu Marko Hietali Nightwish miał się skończyć nawet w głowie samego Tuomasa Holopainena, tak wraz z Yesterwynde dzięki ogromnej motywacji wszystkich jego członków narodził się po raz kolejny na nowo, wracając do gry w wielkim stylu.
Nightwish jest dla mnie zespołem – fenomenem. Poznałem ich dokładnie dwie dekady temu, w przełomowym dla nich momencie ogromnego sukcesu singla Nemo i mimo tego, że uwielbiam Once, nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby zamknąć etap obcowania z ich muzyką na erze Tarji Turunen. Bez względu na to, czy na wokalnym froncie stała operowa diwa, popowa gwiazda czy sopranowa petarda, każda kolejna płyta, czy lepsza, czy gorsza, mniej lub bardziej wałkująca stylistyczne, wymyślone lata temu patenty, była na swój sposób wyjątkowa. Grupa od lat technicznie nie wymyśliła w swoim gatunku koła na nowo, ale wciąż wraz z kolejnymi nowymi nagraniami dostarcza ekscytujących wrażeń i emocji, których nie sposób opisać. Przez niemal trzy dekady działalności zespół doznał kilku solidnych tąpnięć, ale nigdy nie wydał na świat płyty, którą można byłoby nazwać kompletnym niewypałem. Yesterwynde zachwyca, inspiruje, skłania do refleksji, wzbudza najrozmaitsze, nawet te najbardziej skrajne emocje i przede wszystkim – kapitalnie brzmi! Proszę Państwa, czy tego chcecie, czy nie, statek z banderą Nightwish jeszcze długo nie zatonie. Nie płaczcie już za Marko, ani tym bardziej za Tarją, pogódźcie się z tym, że Troy jest nieodłączną częścią bandu i po prostu cieszcie się tą wielką muzyczną przygodą, doświadczajcie jej w pełni!

Najlepsza recenzja jaką czytałem na polskim necie! Są jeszcze w naszym kraju ludzie, którzy wolą cieszyć się dobrą muzą niż ciągle opłakiwać byłych członków zespołu i narzekać, że Holopainen nie chce pisać kolejnych wersji Once.
PolubieniePolubione przez 1 osoba