
Impossible Princess jest prawdopodobnie najbardziej autobiograficznym i eksperymentalnym albumem w karierze Kylie Minogue. W ten wydany pod koniec 1997 roku, przygotowywany przez kilkanaście miesięcy krążek, sprawczyni nie tak dawnych jeszcze w tamtym czasie przebojów The Loco – motion czy I Should Be So Lucky włożyła całą swoją energię. Komercyjne niepowodzenie tego projektu, będące wynikiem wielu różnych, mniej lub bardziej zależnych od samej Kylie czynników, było dla artystki zamykającej wtedy zaledwie pierwszą dekadę kariery, niezwykle trudną lekcją i równie złożonym zadaniem domowym do odrobienia. Rozwiązanie umowy z dotychczasową wytwórnią, odsunięcie się cień, zdystansowanie do całej sytuacji oraz zajęcie pobocznymi, niewielkimi projektami było prawdopodobnie najlepszym możliwym wyborem, jaki Australijka mogła wtedy podjąć. Mniej więcej w połowie 1999 roku, w przededniu nowego millennium pojawiły się przed nią nowe możliwości – kontrakt z wytwórnią Parlophone. Na jednym z pierwszych spotkań z jej kierownictwem Minogue podjęła kluczową decyzję: Powinnam robić to, co robię najlepiej… [Pop] to rodzaj muzyki, której ludzie ode mnie chcą. Artystka zabrała się do pracy, zostawiła złe wspomnienia daleko za sobą i nagrała płytę, która stała się dla jej kariery nowym początkiem, preludium zwiastującym jeden z najbardziej spektakularnych powrotów na rynek muzyczny w historii muzyki popularnej.
Nagrywając Light Years Kylie nie miała jednak jeszcze pewności, że projekt przyjmie się na tyle dobrze, że będzie można uznać go za prawdziwe koło zamachowe dla jej dalszej kariery. Prace nad płytą odbywały się więc z kilkoma mikro – zespołami producentów. Kylie była przekonana, że współpraca z różnymi producentami pozwoli nadać płycie bardziej eklektycznego charakteru, przez co będzie ona ciekawsza dla słuchaczy niż jej pierwsze cztery dance – popowe płyty z ery wytwórni PWL. Taki ruch miał z powodzeniem osadzić jej osobę w realiach dynamicznie zmieniającej się, wkraczającej w nowe millenium muzyki pop. W związku z tym, mimo, że dzisiaj wszyscy kojarzymy ten album głównie z przesiąkniętym disco, dance – popowym Spinning Around, europopowo – house’owym, pulsującym On a Night Like a This czy tytułowym, zjawiskowo zaśpiewanym numerem Light Years, to nie brakuje na nim numerów utrzymanych w zaskakująco odmiennej stylistyce. Wystarczy wspomnieć Kids – pop – rockowy duet z Robbie Williamsem, balladowe, oszczędnie zaaranżowane Bittersweet Goodbye, jazzowo – soft – rockowe Koocachoo, czy emanujące latynoskimi motywami, czerpiące z flamenco Please Stay.
Klamrą, która spina cały projekt Light Years jest jednak szeroko rozumiany pop, dance – pop i europop, mocno zainspirowane brzmieniami lat 70.. Obecność pop – rockowych kawałków, popularnych w tamtych czasach, podobnie jak disco czy funk jest tutaj więc w pewien sposób uzasadniona. Nie ulega jednak wątpliwości, że współpraca z Williamsem przy Kids, które zdecydowanie bardziej pasuje do jego płyty, niż do tej, była przede wszystkim dobrze zaplanowanym posunięciem marketingowym. Robbie był wówczas w rozkwicie swojej solowej kariery i wszystko co wydawał stawało się w Europie przebojem. Dla Kylie, potrzebującej wówczas nowych hitów, dość odważny i zaskakująco ciężki duet z Williamsem był swoistą dziką kartą do dodatkowej ekspozycji nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale też pozostałych krajach starego kontynentu. Nawiasem mówiąc, wersja Kids umieszczona na płycie Sing When You’re Winning brzmi zdecydowanie lepiej niż ta z Light Years. Zanim jednak wydano Kids, Kylie udało się uwieść stacje radiowe skocznym, tanecznym Spinning Around, który wsparto wyjątkowo seksownym wideoklipem, o którym mówi się do dzisiaj. I to dzięki tej chwytliwej, prostej piosence Kylie tak naprawdę przypomniała wszystkim o swoim istnieniu latem 2000 roku.
Tuż przed premierą płyty na rynek wypuszczono trącący już nawet w tamtym czasie kiczem On a Night Like a This, przez który przebija się ten rodzaj nostalgii za taneczną muzyką lat 90., której wybitnie nie znoszę. Pierwotnie numer ten został nagrany w 1999 roku przez szwedzką piosenkarkę mocno eksplorującą w latach 90. gatunek euro – dance, ale finalnie trafił też do Kylie. Ośmielę się porównać ten kawałek do przebijającej się w formie klawiszy emocji i zazwyczaj jakiegoś infantylnego, tęsknego tekstu, które towarzyszą sporej grupie polskich przebojów disco polo. Równie mieszane uczucia, tym razem już dzielone z wieloma innymi fanami Kylie, budzi we mnie singiel Your Disco Needs You, będący przesadnie wystylizowaną na retro mieszanką zespołów ABBA, Village People czy Pet Shop Boys. Numer, będący hymnem podejmującym temat siły tkwiącej w muzyce disco jest prawdopodobnie najbardziej gejowskim kawałkiem w repertuarze Minogue. Na imprezie stylizowanej na lata 70. sprawdzi się wybornie, w roli singla, jak wszyscy wiemy, nie poszło mu najlepiej. Jeśli już mowa o utworach budzących wątpliwości, nikogo nie zaskoczę swoją opinią na temat jedynej na tym albumie, odzianej w sentymentalne łaszki ballady Bittersweet Goodbye, napisanej wspólnie z wieloletnim współpracownikiem Stevem Andersonem. Delikatnie rzecz ujmując, kawałek jest wybitnie nieadekwatny do pozostałej części płyty. Nie dość, że tu nie pasuje, to jest to naprawdę słaby, zupełnie przezroczysty numer. Kylie nie ma w swoim dorobku zbyt dużo ballad, ale większość z tych, które nagrała jest lepsza od tej słodko – gorzkiej popierdółki.
Obok kilku wspomnianych wyżej, słabszych numerów, sporej grupy słuchalnych średniaków a la latynoskie, zwiewne Please Stay, coveru z lat 60. Under the Influence of Love, uroczego, zagranego na gitarze, acz trochę monotonnego I’m So High i skocznego Koocachoo na siódmej płycie Kylie jest też kilka naprawdę dobrze zrobionych, wartych uwagi kawałków. W tej grupie zdecydowany prym wiedzie tytułowe Light Years. Ten pulsujący retro disco, ale też wpadający w futurystyczny, space’owy klimat rollercoaster jest hołdem dla Królowej Disco, Donny Summer. Żadna inna płyta Kylie nie ma tak odjechanego zakończenia. I te wokalne góry, które Kylie tutaj wyciąga – wow! Prawdziwa Wenus parkietu! Na uwagę zasługują także buntownicze, mocno osadzone w funkowych, ale i house’owych ramach, niepozorne i bardzo harmonijne So Now Goodbye oraz buzujące syntetyczną energią, wsparte gitarą elektryczną i kościelnymi dzwonami Disco Down. Ciekawą, kipiącą energią, electro – house’ową mieszanką jest hipnotyczne Butterfly, w którym słyszę pewną inspirację Ray of Light Madonny. Miły dla ucha akcent stanowią inspirowany sambą hidden – track Password oraz zmysłowe i żywiołowe, ale zarazem bezczelne, zawierające francuskie wersy i funkową gitarę Loveboat. Ten ostatni utwór nie wszystkim może jednak przypaść do gustu, ponieważ niebezpiecznie balansuje na granicy kiczu.
Light Years nigdy nie był płytą, do której w repertuarze Kylie wracałem jakoś wybitnie często. Zawsze była to dla mnie przejściówka pomiędzy Kylie jakościową, indie – popową i alternatywną, ale za to koszmarnie radzącą sobie komercyjnie, a Kylie typowo mainstreamową, dance – popową, ale za to wielką i potężną, sprzedającą płyty jak ciepłe bułeczki. Mimo, że moja opinia nie uległa radykalnej zmianie, to wepchnięcie tego albumu do worka z popowymi przeciętniakami byłoby zbyt dużym nadużyciem. Na Light Years jest bowiem kilka udanych utworów (na czele z tytułowym!), które wcale wiele nie zbledną, postawione obok innych szlagierów Australijki. Kylie zainaugurowała tą płytą zupełnie nowy etap w swojej karierze, wtłaczając ją po dwóch eksperymentalnych albumach z powrotem na bardziej mainstreamowe tory. Australijka uwzględniła panujące na rynku mody i z charakterystyczną dla siebie gracją oraz seksapilem rozkochała w sobie na nowo swoje największe fandomy: Wielką Brytanię, Australię oraz część kontynentalnej Europy, stawiając swój następny projekt w najlepszym możliwym punkcie wyjściowym do osiągnięcia jeszcze większego, tym razem już globalnego sukcesu. Przez Light Years wybrzmiewa jeszcze pewien rodzaj niepewności. Kylie niby zmierza w kierunku dyskoteki, ale jednak mocno asekuruje się innymi stylami, co nie do końca wychodzi tej płycie na korzyść. To m.in. dlatego zdecydowanie bardziej odważnie eksplorujący temat tańca jej następca, album Fever, nawet bez hitowego Can’t Get You Out of My Head zawsze będzie pozostawiał Light Years w swoim cieniu.

3 uwagi do wpisu “Kylie Minogue – Light Years (2000)”